Szczepańśki powiedział w TVN24, że na posiedzeniu był przez 3-4 sekundy. Podkreślił, że nie miał przy sobie telefonu komórkowego, ani innego urządzenia nagrywającego, np. dyktafonu. Dodał też, że ma dostęp do informacji niejawnych.
Sprawa jest poważna. Za ujawnienie tajemnicy państwowej grozi pięć lata więzienia. Poseł, który nagrał przebieg niejawnych obrad, musi się więc liczyć z procesem sądowym.
Nikt nie przyznaje się do przekazania dziennikarzom zapisu posiedzenia. Politycy PO podkreślają, że opublikowany przez "Rzeczpospolitą" rzekomy stenogram kończy się wraz z wystąpieniem ministra Ćwiąkalskiego, po którym posłowie PiS wyszli z sali.
Na piątkowym tajnym posiedzeniu minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski przedstawiał posłom informację na temat nielegalnych podsłuchów, zakładanych przez specsłużby. Gdy okazało się, że zapis przeciekł do prasy, a w "Rzeczpospolitej" ukazał się stenogram obrad z dokładnymi cytatami z wystąpienia Ćwiąkalskiego, w Kancelarii Sejmu wybuchła burza. Wszyscy szukali źródła przecieku.
Marszałek Bronisław Komorowski zapewnia, że stenogram nie wyciekł z Kancelarii Sejmu. "Protokół z niejawnego posiedzenia ma być przygotowany dopiero dziś" - tłumaczy Komorowski. "Trudno, by wyciekło coś, czego jeszcze nie ma. Ale to też sprawdzi prokuratura" - dodał.