Premier w niedzielę ma pokazać, co rząd zrobi w ciągu kolejnych 100, 300, 1000, a nawet 3000 dni. Co znaczą te daty? Następne 100 dni minie pod koniec półrocza - wtedy premier ma ocenić ministrów i wymienić słabeuszy. Po 300 dniach - tyle zostało do końca roku - powinny już zostać uchwalone pierwsze ważne dla PO ustawy, np. o rozdziale funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego czy reforma administracji. 1000 dni zostaje do końca kadencji i tu ma być pokazane jak PO zrealizuje wyborcze obietnice. Najciekawsza perspektywa to 3000 dni, czyli rok 2015, w którym nastąpi ponowna „wielka kumulacja”: wybory prezydenckie i parlamentarne w jednym roku.

Reklama

Na razie na temat osiągnięć „pierwszej setki” członkowie rządu nie za bardzo chcą się wypowiadać. Wiadomo, że zanim wystąpi premier, czeka nas festiwal resortowych konferencji prasowych: dziś MSZ, w czwartek gospodarka, a w piątek finanse.

"Celem tych konferencji ma być podsumowanie pracy resortów. Chcemy pokazać, że wbrew temu, co zarzuca nam opozycja, ministerstwa pracują i mogą pochwalić się swoim dorobkiem" - mówi DZIENNIKOWI rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka.

Ministrowie mają pokazać, co zrobili, i przygotować pole dla premiera. W niedzielę o godz. 14 premier w asyście ministrów, ale też posłów koalicji, ma przedstawić strategię działania rządu. Donald Tusk ma postawić ministrom cele i wyznaczyć termin ich realizacji. Ministrowie od kilkunastu dni dostarczają do kancelarii premiera dokumenty ze swoich resortów. Nad spięciem ich w całość i przygotowaniem strategii czuwa szef doradców premiera Michał Boni.

Niedzielne wystąpienie premiera ma dać PO drugi oddech i udowodnić, że jest pomysł na rządzenie. "Nie odstępujemy od filarów naszego programu. Będzie to dobre rządzenie, które na końcu będzie zwieńczone kolejnymi wygranymi wyborami" - mówi szef politycznego gabinetu premiera Sławomir Nowak.

PO chce wrócić do źródeł, czyli do podstawowych punktów swojego programu, nawet tych budzących otwarty sprzeciw koalicjanta, jak jednomandatowe okregi wyborcze. Ale na ich realizację rząd daje sobie 3000 dni. Inne pomysły, jak armia zawodowa czy reforma administracji, mają stać się faktem w tej kadencji.

Także podatek liniowy. Od przyszłego roku wchodzi w życie obniżka podatków uchwalona jeszcze przez poprzedni Sejm. I dopiero w 2010 r., po ocenie skutków obniżki, resort finansów ma się przymierzyć do możliwości wprowadzenia podatku liniowego.

Reklama

Ale premier nie chce czekać i ma wskazać teraz resortowi nieprzekraczalny termin. Czy tak się może stać?

"Podobnie się stało przy okazji reformy administracyjnej, gdy premier na konferencji prasowej zapowiedział, że do końca roku zostanie zniesiony meldunek. Wprawiło to w popłoch urzędników MSWiA, bo data nie została z nimi skonsultowana, a to poważna operacja" - mówi DZIENNIKOWI jeden z polityków PO.

Ale 100 dni nie będzie należało tylko do rządu. PiS nie zamierza zasypiać gruszek w popiele i na sobotę szykuje konwencję, na której ostro zaatakuje rząd.

"Zamierzamy pokazać, że jedynie my jesteśmy realną alternatywą dla rządu PO - PSL" - mówi Joachim Brudziński z Prawa i Sprawiedliwości.