W Sejmie panuje niemal psychoza na tle prowadzonej przez PO walki z przywilejami władzy. Obcięcie podwyżek na biura poselskie, likwidacja darmowych taksówek, a teraz, po publikacjach DZIENNIKA, przegląd wydatków na darmowe przeloty samolotami i przejazdy koleją. Posłowie boją się poruszać ten temat i upominać o większe środki w obawie, że natychmiast staną się celem prasowych ataków.

"Zaraz opisze nas jakiś nieźle zarabiający redaktor z tabloidu: ile to wydają, zamiast dać na biednych, i góra się przestraszy, i wycofa z podwyżek" - skarży się jeden z parlamentarzystów.

Dlatego gdy została wprowadzona zmiana dotycząca rachunków za hotele, nikt się nią nie pochwalił. Czemu? Bo w zeszłym roku zlikwidowano zwroty za wydatki na hotele, a teraz je przywrócono.



Reklama

"Gdy zniesiono możliwość rozliczania hoteli, prezydium uznało, że zrekompensuje to podwyżka finansów na biura i każdy wyda dodatkowe pieniądze według potrzeb. Gdy została cofnięta, prezydium uznało, że trzeba to zrekompensować" - tłumaczy decyzję prezydium szef biura prasowego Sejmu Jarosław Szczepański.

Uchwałę w tej sprawie przyjęto w lutym z mocą wsteczną od początku roku. Przewiduje ona, że posłowie na podstawie ważnych faktur i udokumentowania działalności poselskiej w danym miejscu mogą ubiegać się o zwrot za noclegi do siedmiu tysięcy złotych w ciągu roku. Per saldo, jak twierdzą członkowie prezydium, budżet na tej operacji wyjdzie na korzyść, bo zamiast wypłacać każdemu co miesiąc dodatkowe 2,5 tysiąca złotych na działanie biur, raz do roku będzie musiał wydać na posła dodatkowo najwyżej siedem tysięcy złotych.

W trakcie prac nad budżetem w Senacie premier Tusk nakazał senatorom PO wycofanie przyjętej przez Sejm, także głosami PO, podwyżki uposażeń na biura poselskie i senatorskie. Stało się to przy otwartym sprzeciwie opozycji. PiS i LiD krytykowały PO i skarżyły się na ograniczenie możliwości działań parlamentarzystów ze względu na rosnące koszty utrzymania biur.



"Owszem, to nie są pieniądze, które idą do kieszeni posła. Biuro pracuje dla społeczeństwa. Ale była pewna racja psychologiczna i polityczna, żeby oszczędności posłowie zaczynali od siebie" - mówi wicemarszałek sejmu Stefan Niesiołowski z PO. Ale dodaje, że na dalsze oszczędności nie ma już miejsca w poselskich budżetach.