Przetłumaczony artykuł DZIENNIKA już wczoraj rano warszawskie biuro PE rozesłało do kilku unijnych instytucji. Wśród nich do OLAF (European Anti-Fraud Office), unijnego biura do spraw zwalczania oszustw finansowych.

Reklama

OLAF potwierdziło wczoraj, że interesują je finanse posła Masiela. "Czytaliśmy Państwa artykuł. W tej chwili analizujemy, jakie kroki w tej sprawie powinniśmy podjąć" - napisał w oświadczeniu dla redakcji DZIENNIKA Jorg Wojahn, rzecznik OLAF w Brukseli.

Z dokumentów i relacji, do których dotarł DZIENNIK, wynikało jasno: Jan Masiel, który wszedł do PE z list Samoobrony, nieuczciwie wyłudzał pieniądze, zatrudniając fikcyjnych asystentów. Dostawali pieniądze z PE i dzielili się z Masielem.

DZIENNIK ujawnił też, że Masiel od czterech lat zatrudnia własną żonę jako asystentkę, a przez firmę byłej minister Anny Kalaty z Samoobrony załatwiał dla siebie lewe faktury. Wbrew prawu opłacał też z pieniędzy PE działalność związku zawodowego Samoobrona i partii PSL Piast w Polsce.

Reklama

Wczoraj Masiel się kajał w niecodzienny sposób. "Nadużyłem zaufania Parlamentu Europejskiego i wyborców. Krytykuję siebie za to i przepraszam wyborców, ubolewam i potępiam" - powiedział Polskiej Agencji Prasowej. Zapowiedział, że rozwiąże kontrakt z żoną, zatrudnioną i opłacaną z funduszy PE. Czy zwróci pieniądze, które wypłacił żonie, razem z dietami za rzekome dojazdy - w sumie prawdopodobnie ok. 100 tys. euro? Masiel nie odbierał wczoraj telefonów od DZIENNIKA.

Nie przyznał się do pozostałych zarzutów, choć wcześniej mówił otwartym tekstem, że wyłudzanie pieniędzy "na asystenta" to powszechna praktyka, bo reguły ich zatrudniania nie są ściśle określone, a unijne przepisy mają dużo furtek. "Spora jest też pokusa, bo eurodeputowani mają na swoje pensje tylko 2 tys. euro miesięcznie, a na asystentów aż 15 tys. euro miesięcznie" - mówił DZIENNIKOWI

Czy po ujawnieniu afery Masiel straci mandat europosła? Procedurę odbierania mandatu wszczyna komisja prawna PE po oficjalnym wniosku od którejś z unijnych instytucji (w tym OLAF) lub np. prokuratury rodzinnego kraju europosła.

Reklama

Rzecznik PE Majory van den Broeke nie komentuje informacji DZIENNIKA, ale przypomina: nawet po upływie roku fiskalnego służby finansowe mogą domagać się dokumentów udowadniających poniesione wydatki. Gdy poseł nie jest w stanie ich pokazać - musi zwrócić pieniądze.

Historia Masiela to tylko odprysk sprawy wyłudzeń pieniędzy w PE. Problem opisuje wewnętrzny audyt komisji budżetowej Parlamentu Europejskiego. Kontrola odkryła, że europosłowie kradną znaczną część ze 140 mln euro rocznie, jakie dostają na utrzymanie asystentów. Nazwiska posłów oszustów są utajnione. Według informacji DZIENNIKA Masiel znajduje się na czarnej liście. Czy figurują na niej także inni Polacy? Dlaczego nie możemy poznać tej listy? Europoseł Genowefa Grabowska przez kilka lat była w PE tzw. kwestorem, sprawdzała finanse kolegów z PE: "Audyt odsłonił mechanizm wyłudzeń przez wypłaty dla asystentów, ale to rodzaj audytu wewnętrznego. Żadna firma która robi własny, wewnętrzny audyt nie ujawnia jego wyników".

"Tu chodzi o malwersacje publicznych pieniędzy, a PE nie jest prywatną firmą" - pyta DZIENNIK.

"PE jak każda firma radzi sobie z przypadkami łamania prawa, jeśli je odkryje. Audyt robi się co roku i co roku są w nim jakieś uwagi. Takimi wypadkami jak posła Masiela zajmują się organa, które są powołane do ich kontroli" - odpowiada Grabowska.