Dziś Gadzinowski jest biernym politykiem - do Sejmu się nie dostał. Twórczo za to realizuje się głównie w tygodniku "Nie" Jerzego Urbana. Ma o nim doskonałe mniemanie.
Karierę zaczynał w szeregach PZPR. Potem polityczne szlify zdobywał w SLD i jako poseł Sojuszu wpisał się do historii Sejmu. Gadzinowski zabłysnął, przyprowadzając do Sejmu gwiazdę filmów porno Dalilę. Polityk chciał - jak sam wówczas tłumaczył - by owa "ekspertka" doradziła posłom z komisji rodziny, jak uprawiać politykę prorodzinną "za pomocą rozwiniętego seksu".
Zresztą seks jest jednym z ulubionych tematów polityka lewicy. Nie tak dawno Gadzinowski zelektryzował internautów wyznaniem na swoim blogu: "Około 13 naszła mnie wielka chęć spowodowana okrutną chucią. Chęć na onanizm waleniem gruchy zwany".
Niejednokrotnie bulwersował na stronach tygodnika "Nie". W 2003 r. przed świętami Bożego Narodzenia nawoływał swoich czytelników, by "pluli na kolędy". "Pasterka jest cool. Zwłaszcza w moim świętym mieście Częstochowie. Tylko trzeba się przygotować do uczty duchowej. Pół literka do kieszeni paletka. Pół do drugiej, żeby paletko równo wisiało. Alejami pod Jasną Górę. Nie pchaj się przed ołtarz. Kiedy celebrans potwierdzi fakt cudownych narodzin, ty w tył zwrot i w aleje. Zdrowie małego Jezuska! Kumplowska komunia z lewej kieszeni" - pisał Gadzinowski.
Agresywne ataki na Kościół stały się jego specjalnością. "Gadzinowski to symbol pogardy dla etyki, zasad, wartości" - mówi z oburzeniem Niesiołowski.
Z kolei znajomi Gadzinowskiego twierdzą, że jego antyklerykalizm to tylko poza. "On zawsze skrupulatnie dbał o to, by jego dzieci pilnie chodziły na lekcje religii" - śmieje się jeden z nich.
Znajomi Gadzinowskiego mówią także, że dla Gadzinowskiego najważniejszym jest, by było o nim głośno.
Jego partyjna koleżanka Katarzyna Piekarska wspomina, jak Gadzinowski pod koniec lat 80. na festiwalu studenckim FAMA wprowadził w osłupienie całą widownię. "Pewnego dnia Gadzinowski zorganizował spotkanie. Wszyscy myśleli, że będzie miało charakter jakiejś ideologicznej pogadanki, ale nagle podnosi się kurtyna. Widać stół zastawiony tacami z cytrusami i południowymi owocami, które w tamtych czasach były dla zwykłych ludzi niedostępne. Były też skąpo ubrane dziewczyny. A sam Gadzinowski w stroju podobnym do rzymskiego cesarza czy boga" - relacjonuje Piekarska. Aktorzy zaczęli jeść te owoce. A potem niespodziewanie rzucać ich miąższem w widzów. "Wszyscy zamilkli. Nie pamiętam tytułu widowiska. Pamiętam za to ogłupiałych widzów" - dodaje Piekarska.
Co jeszcze mówią o Gadzinowskim? Że lubi wypić. "W porze wieczornych głosowań zazwyczaj był już podpity" - mówi bez skrępowania jeden z polityków Sojuszu, który dobrze go zna.
p
Ołdakowski: Zagłosowałem tak, choc go nie szanuję
Anna Wojciechowska: Na czym polega wzmocnienie nadzoru nad misją programową TVP przez Piotra Gadzinowskiego? Bo rozumiem, że tym kierował się pan, głosując za tym, by został wiceszefem rady programowej?
Jan Ołdakowski: Zagłosowałem, bo choć sam nie lubię parytetów, to ta rada jest tak skonstruowana, że każde środowisko polityczne musi być w niej reprezentowane. Mam nadzieję, że prezydium zostanie rozszerzone i będą reprezentowani wszyscy.
I nie przeszkadzało panu, że podnosi pan rękę za człowiekiem, który zwierza się na blogu, że ma ochotę walić gruchę.
Jestem dość tradycyjnym konserwatystą...
I dlatego zagłosował pan za Gadzinowskim?
Oczywiście, że nie! Ale są też takie momenty w funkcjonowaniu ciał wybieralnych, że polityk głosuje na ludzi, których nie do końca się szanuje. Zakładam, że to jest też reprezentant jakieś skrajności, czy mi się ona podoba, czy nie. A jasne, że mi się nie podoba.
Nikt pana przecież nie zmuszał do takiego głosowania.
Albo będę mówił jak było, albo pani będzie próbowała, żeby było tak, jak pani uważa.
Było tak, że poparł pan Gadzinowskiego.
Zrobiłem to z dyskomfortem. Ale jest tak, że każdy nurt ma reprezentację w radzie. Oczywiście wolałbym innego reprezentanta lewicy, bo to, co "Nie" i pan Gadzinowski robi z polskim życiem społecznym, jest godne najwyższego potępienia.
Ale rada liczy wielu członków. Dlaczego jej wiceszefem musi być akurat Gadzinowski?
Ale czy to jest naprawdę ważne ciało, czy też raczej jest niesłuchane i nieszanowane przez swoich członków?
Jak nieszanowane, to po co w ogóle jest?
To dobre pytanie na inną rozmowę.
Tymczasem może w tym gremium obserwujemy właśnie początek sojuszu PiS z SLD w mediach?
Gdyby SLD przehandlowało coś za stanowisko wiceszefa rady programowej, to znaczyłoby, że jest bardzo naiwne.
Mówimy o początku. Może pan zagwarantować, że za tym nie pójdą bardziej intratne stanowiska w TVP dla ludzi Sojuszu?
Nie wiem. Głosowania w radzie programowej były zawsze w atmosferze konsensusu. Nie pyta mnie pani, co robi przedstawiciel LPR w tej radzie?
Z LPR od dawna jesteście w koalicji medialnej.
To są minusy demokracji parlamentarnej.
Jan Ołdakowski, poseł PiS, członek rady programowej TVP