Nawet gdyby Stachowicz nie złożył rezygnacji, pewnie i tak wyleciałby z grona ekspertów tej komisji. Jej wiceszef Arkadiusz Mularczyk podkreślił w rozmowie z dziennikiem.pl, że PiS ponownie złoży wniosek o jego wykluczenie na najbliższym posiedzeniu.

Reklama

"To niepojęte, jak w gronie ekspertów, która badać ma rzekome nieprawidłowości w służbach specjalnych, ma być były esbek o tak ponurej przeszłości" - grzmiał Mularczyk. Teraz już wniosek nie będzie potrzebny, bo Jerzy Stachowicz sam dziś zrezygnował z tej funkcji. Według Radia ZET, były esbek pozwie do sądu "Tygodnik Powszechny", który opisał jego działalność w czasach PRL.

Stachowicz przeszedł jako były esbek pozytywną weryfikację. Przewodniczący komisji śledczej Andrzej Czuma z Platformy Obywatelskiej odpowiedzialnością za tę decyzję sprzed lat obciąża Zbigniewa Wassermanna. Czuma twierdzi, że Wassermann jako członek komisji weryfikującej funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki miał dostęp do wszystkich materiałów na temat działalności Jerzego Stachowicza i musiał wiedzieć o jego perfidnych prześladowaniach opozycjonistów.

Wassermann jednak mówi krótko: To nieprawda. Przypomina, że był wtedy tylko szeregowym członkiem komisji, a jej szarą eminencją był Jan Rokita. "To byli jego ludzie" - mówi wprost dziennikowi.pl poseł Prawa i Sprawiedliwości. Szefem komisji był generał Tadeusz Rusak, a do prezydium należeli pułkownik Tarnawski i Zbigniew Fijak.

"Mój udział w weryfikacji Stachowicza polegał na tym, że prezydium komisji zapytało mnie, czy jako prokurator miałem jakąś styczność ze Stachowiczem" - wspomina polityk PiS. I dodaje, że z tym esbekiem miał kontakt tylko jeden raz, kiedy prowadził on gospodarczą sprawę na zlecenie Prokuratury Rejonowej Kraków-Krowodrza, w której wtedy pracował Wassermann.

"Na temat innych śledztw Stachowicza, szczególnie tych politycznych, nie miałem żadnej wiedzy, bo takie sprawy prowadziła prokuratura wojewódzka" - tłumaczy Zbigniew Wassermann.

Wassermann uważa, że próba obwiniania go przez szefa komisji Andrzeja Czumę to działanie polityczne. "Przewodniczący Czuma próbuje przez tę sprawę uderzyć w PiS, ale to nijak się ma do rzeczywistości" - dodaje.

Reklama

Andrzej Czuma twierdzi, że on sam nie wiedział o ponurej przeszłości Jerzego Stachowicza. Jednak wiceszef komisji, Arkadiusz Mularczyk z PiS, mówi dziennikowi.pl, że Czuma musiał wiedzieć, czym zajmował się Stachowicz, bo do komisji zgłaszali się byli opozycjoniści z czasów PRL i opowiadali o tym byłym esbeku.

Posłowie PiS już raz składali wniosek o wykluczenie Jerzego Stachowicza z grona ekspertów komisji, ale wtedy upadł on w głosowaniu.