Bartosz Staszewski przyjął zaproszenie, za co był krytykowany w mediach społecznościowych przez osoby ze środowiska LGBT. Większość zgadzała się, że spotkanie ma jedynie na celu ocieplenie wizerunku prezydenta, który zdania mimo to nie zmieni. Niektórzy otwarcie zastrzegali, że Staszewski spotyka się z Dudą nie w ich imieniu.
"Na samym początku sprzątnąłem zastawę ze stołu i położyłem przed prezydentem zdjęcia osób, które popełniły samobójstwa. Leżały na stole przez całe spotkanie z prezydentem" - relacjonuje Staszewski na Facebooku.
"Powiedziałem prezydentowi o tym, jak wygląda sytuacja osób LGBT w Polsce. Powiedziałem, jak od lat walczymy o równe prawa, o tym jak od 2015, kiedy partia PiS doszła do władzy, odbywa się szczucie na osoby LGBT. Powiedziałem o kamieniach rzucanych na marsze równości, bo prezydent mówił, że ich nie widział. Powiedziałem o dzieciakach wyrzucanych z domów, słowach pogardy, które wypowiada w naszym kierunku prezydent państwa. Powiedziałem, że milczy, kiedy na drugim marszu równości w Lublinie dochodzi do próby zamachu bombowego. Prezydent powiedział, że nie słyszał o tym" - pisze Staszewski.
"Jest wiele osób, które prezydentowi ręki by nie podało. Jest też równie wiele, które chciałyby mu powiedzieć w twarz - homofobia i transfobia zabija. I ja to zrobiłem. Na koniec prezydent powiedział, że nie przeprosi, że korzysta z wolności słowa. Skończyłem spotkanie, zapiąłem guzik marynarki i pożegnałem bez uścisku dłoni" - reasumuje aktywista.