Ławrow to trzecia - po Władimirze Putinie i Dmitriju Miedwiediewie twarz Rosji. Wytrawny dyplomata, zawsze nienaganny, elegancki i zadbany, gotów do wygłoszenia bez sentymentów każdej wypracowanej przez Kreml formuły. Równie gładko przepchnie przez gardło entuzjastyczną deklarację o strategicznym partnerstwie z USA, to zapewnienie, że świat powinien zapomnieć o terytorialnej integralności Gruzji, a Moskwa nie zamierza rozmawiać z prezydentem Saakaszwilim.
"Ławrow jest profesjonalistą w każdym calu, na pewno więcej w nim z ministra spraw zagranicznych niż w jego poprzednikach, no może z wyjątkiem Jewgienija Primakowa" -mówi DZIENNIKOWI politolog Władimir Pribyłowski. "Chociaż nie ma się co łudzić, że jego rola w kształtowaniu polityki zagranicznej to coś więcej niż doradzanie Władimirowi Putinowi. To on odpowiadał za nią w czasie swojej prezydentury i robi to nadal jako premier" - nie ma wątpliwości Pribyłowski. Profesjonalizm Ławrowa został przez Kreml doceniony i zachował posadę, gdy w Rosji zmienił się prezydent.
Wśród zagranicznych kolegów też zbiera niezłe notowania. "To niezwykle sprawny dyplomata. Nie jest sztywny, nie ma tremy. To salonowiec" - mówi DZIENNIKOWI były szef polskiej dyplomacji Adam Rotfeld. "Chociaż, patrząc na niego, trudno uwierzyć, że pisze wiersze" - dodaje. Rzeczywiście jest to jedno z hobby polityka, chociaż jedynym jego dziełem, które ujrzało światło dzienne, jest hymn jego ojczystej uczelni.
Ławrow sprawdzał się w najróżniejszych sytuacjach. Gdy trzeba było, przebierał się za Dartha Vadera, albo śpiewał "The Yellow Submarine" Beatlesów w chórze z rosyjską delegacją podczas szczytu ASEAN w Dżakarcie. Gdy trzeba było straszyć, straszył. Nieraz mogliśmy usłyszeć z jego ust groźby pod adresem Zachodu czy Gruzji. "Nie będziemy bierni w obliczu zagrożeń dla swojego bezpieczeństwa narodowego, za jakie uważamy rozmieszczenie elementów tarczy antyrakietowej USA w Europie i problem Kosowa. To dla nas czerwone linie" - mówił kilka miesięcy temu.
W czerwcu podczas nieformalnego szczytu WNP ostrzegał Tbilisi. "Jeśli Gruzja sądzi, że wejście do NATO będzie sposobem na rozwiązanie problemu Abchazji i południowej Osetii, jest to błąd. To raczej zwiększy ryzyko nowego rozlewu krwi" - mówił Ławrow, utrzymując, że Gruzini chcieli wykorzystać wsparcie NATO w wojnie przeciw separatystom z Abchazji.
Dyplomatą Ławrow chciał być od zawsze - po ukończeniu prestiżowego moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych MGIMO, czyli "kuźni dyplomatów" (i przy okazji kadr wywiadu) wyjechał na placówkę na Sri Lance, gdzie spokojnie mógł szlifować wyuczony wcześniej na uczelni język syngaleski. Od tamtej pory już nigdy nie zmienił pracodawcy - związał się na dobre z rosyjskim MSZ, najpierw radzieckim, potem rosyjskim. Gdy w 2004 r. zaproponowano mu posadę szefa dyplomacji ponoć długo się opierał -nie chciał wyjeżdżać z rosyjskiego przedstawicielstwa przy ONZ, gdzie spędził 10 lat.
Za kamienną twarzą dyplomaty i świetnie skrojonym garniturem kryje się dowcipniś i prawdziwy wyczynowy turysta. Ławrow kolekcjonuje dowcipy i sam je chętnie opowiada. "Wczoraj ostatecznie zerwaliśmy z piciem. Dzisiaj oblewamy" - rzucił kiedyś z uśmiechem podczas rozmowy z dziennikarzami. Ponoć niczego nie lubi tak jak raftingu na pontonach, i to najlepiej na rwistych górskich rzekach syberyjskiego Ałtaju. Podobno kiedy przyjmował posadę szefa dyplomacji, postawił twardy warunek: "co roku latem będę wyjeżdżać na wyprawę na Ałtaj".
Ci, którzy wypuszczali się z nim w tajgę, twierdzą, że jest mistrzem survivalu i potrafi w czasie ulewy rozpalić ognisko jedną zapałką. Sportowa pasja nie przeszkadza mu jednak być nałogowym palaczem -podobno kopci jak lokomotywa. Wśród rosyjskich dziennikarzy krąży anegdota, jak kilka lat temu podczas wizyty w Pekinie minister brał udział w przeciągających się negocjacjach w budynku chińskiego rządu, gdzie obowiązywał całkowity zakaz palenia. Jeden z reporterów nakrył Ławrowa, jak palił w toalecie. "Już trzy godziny nie paliłem" - tłumaczył się minister.
W Warszawie - jak zwykle - Ławrow będzie konkretny i chłodny. Nie ma co liczyć na najdrobniejsze przekroczenie protokołu. Chyba że podczas przerwy na papierosa.