Platforma Obywatelska cały czas głośno mówi, że o obsadzie stanowisk w administracji publicznej powinny decydować konkursy. Tymczasem sama zatrudnia osoby, które nawet nie podeszły do egzaminu organizowanego przez Krajową Szkołę Administracji Publicznej. W myśl prawa, dopiero jego zdanie uprawnia do objęcia odpowiedzialnych stanowisk - pisze "Newsweek".

Reklama

Ale są sposoby na jego obejście. W samej kancelarii premiera czterech szefów departamentów nie ma zaliczonego takiego testu. Tyle tylko, że nie są oficjalnie dyrektorami, a jedynie "kierującymi". W ten sposób PO obchodzi przepisy zawarte w ustawie o Państwowym Zasobie Kadrowym. Wśród "kierujących" są: Barbara Szymborska, Tomasz Bolek, Mateusz Matejewski i stojący na czele Centrum Informacyjnego Rządu Jacek Filipowicz.

>>>Zlikwidują Państwowy Zasób Kadrowy?

Już niedługo będą mogli oficjalnie objąć swoje stanowiska, bo Sejm pracuje nad przyjętym przez rząd projektem ustawy, która likwiduje Państwowy Zasób Kadrowy, a więc również niełatwe egzaminy. "To trudny test, a ja nie mam kiedy się uczyć, bo całe dnie spędzam w pracy" - tłumaczy się jeden z urzędników zatrudnionych z ominięciem przepisów.

"Kancelaria zatrudnia jak może" - mówi dyplomatycznie wiceszef PO Waldy Dzikowski, pytany dlaczego tak się dzieje.

Ostrzej sprawę komentuje poseł Witold Gintowt-Dziewałtowski z SLD. "Jeżeli ktoś boi się niezdania, to znaczy, że nie ma wystarczających umiejętności, by piastować dane stanowisko" - mówi otwarcie "Newsweekowi".