Rzecznik Andrzeja Dudy pytany był w Radiu ZET, czy prezydent środowe wydarzenia na Kapitolu nadal uważa za wewnętrzną sprawę USA. Takie stanowisko przedstawił on w reakcji na zamieszki. "Wydarzenia w Waszyngtonie to wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych, które są państwem demokratycznym i praworządnym. Władza zależy od woli wyborców, a nad bezpieczeństwem państwa i obywateli czuwają powołane do tego służby. Polska wierzy w siłę amerykańskiej demokracji" - napisał Duda wówczas Twitterze.
"Prezydent się nie mylił"
- Oczywiście, że to była wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych - podkreślił Spychalski. - Pan prezydent mówił o tym, że Stany Zjednoczone jako demokracja o ugruntowanej pozycji, o silnych instytucjach z całą pewnością sobie z tą sytuacją poradzi. I jak widać, pan prezydent się nie mylił - wskazał minister.
Zapytany, czy nie zabrakło słów potępienia, odparł, że nikt nie ma wątpliwości co do tego, że wydarzyła się sytuacja zła. - Natomiast jeszcze raz powtarzam - to była wewnętrzna sytuacja w Stanach Zjednoczonych, która musiała być przez amerykańskie instytucje wyjaśniona. Tak jak pan prezydent o tym mówił, tak rzeczywiście się stało. Amerykańskie instytucje szybko wyjaśniły tę sytuację. Dzisiaj mamy moment, w którym te osoby, które wtargnęły na Kapitol, są ścigane, część osób już jest, zdaje się, także w areszcie - powiedział Spychalski.
- Widać, że ta siła amerykańskich instytucji, siła amerykańskiej demokracji jest niezachwiana - dodał. - Prezydent miał rację - podkreślił.
Relacje Dudy z Bidenem
Spychalski dopytywany o relacje z nowo wybranym przywódcą USA Joe Bidenem, zaznaczył, że polska dyplomacja ma kontakt z jego zapleczem. - My te kontakty mamy, będziemy je rozwijali już w ten sposób taki oficjalny, formalny po 20 stycznia, kiedy pan prezydent elekt Joe Biden obejmie prezydenturę w Stanach Zjednoczonych - zapowiedział rzecznik głowy państwa.
Pytany, czy do Pałacu Prezydenckiego docierają informacje, kto może zostać nowym ambasadorem USA w Polsce - obecnie to Georgette Mosbacher - Spychalski powiedział, że to oczywiste. - To jest wyłączna prerogatywa amerykańskiej dyplomacji i jestem przekonany, że byłoby czymś dalece niestosownym, gdyby rzecznik prezydenta ogłaszał decyzję, którą ma podjąć amerykański rząd - zaznaczył.
Atak na Kapitol
Tłum, który wtargnął w środę do Kongresu USA, był częścią wielotysięcznej demonstracji w Waszyngtonie przeciwko rzekomym fałszerstwom wyborczym, odbywającej się pod hasłem "Uratować Amerykę". Do wzięcia udziału w manifestacjach zachęcał na Twitterze sam ustępujący prezydent Donald Trump, który na około godzinę przed szturmem przemówił do demonstrantów, zapewniając ich, że nigdy nie zrezygnuje z walki przeciwko "kradzieży" wyborów. W wyniku zamieszek zginęło pięć osób, w tym jeden policjant.
Sympatycy Trumpa wtargnęli do gmachu Kongresu, doprowadzając do wstrzymania posiedzenia amerykańskiego parlamentu, który zebrał się, aby zatwierdzić wyborczą wygraną prezydenta elekta Joe Bidena. Demonstrantom udało się wejść m.in. do sali obrad Izby Reprezentantów oraz biura szefowej tej izby Nancy Pelosi. Kongres USA głosy Kolegium Elektorów zatwierdził w czwartek, uznając Bidena za zwycięzcę listopadowych wyborów prezydenckich. Inauguracja 46. przywódcy Stanów Zjednoczonych odbędzie się 20 stycznia.