"Na swój sposób go lubię. To jest przecież człowiek, którego znam od 18 lat i dziesiątki razy grałem z nim w piłkę" - opowiada "Polsce" Jacek Kurski. Przypomina sobie, że 15 lat temu łączyła go z obecnym premierem nawet pewna zażyłość. Tusk był wtedy w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, Kurski w Porozumieniu Centrum.
"Pamiętam, jak w 1993 roku obaj przegraliśmy wybory. On w KLD, a ja w PC. Odwoził mnie po koncercie Kaczmarskiego w Cotton Clubie w Gdańsku i mieliśmy bardzo sympatyczną rozmowę. Nawet miał pewne pomysły, jak zaradzić moim kłopotom, które wynikały z tego, że ukradziono mi samochód" - mówi polityk PiS. "Próbował mi poradzić z głębi serca" - dodaje.
Po latach obaj stanęli po dwóch stronach politycznej barykady. Kurskiemu udało się celną plotką o "dziadku z Wehrmachtu" usunąć Tuska z wyścigu po prezydenturę w 2005 roku. Ale choć odniósł wówczas spektakularny marketingowy sukces, przyznaje, że szefowi Platformy udają się dobre PR-owskie posunięcia.
"Wyjazd Tuska do Irlandii i Anglii w zeszłym roku. To było genialne" - mówi "Polsce" Kurski, wspominając kampanię wyborczą 2007 roku. "Wtedy zrozumiałem, że przegramy. Oni nazwali coś, czego nie doceniliśmy my. Każdy ma jakiegoś znajomego, który wyjechał, każdy się z tym zetknął. I nagle tylko jeden lider opozycji diagnozuje problem i tam jedzie. Wtedy stwierdziłem: cholera jasna, to nas trafili".
Jednak od razu zaczyna przekonywać, że dobry czas Tuska dobiega końca. PR-owców premiera nazywa rutyniarzami. "Jak przyjdzie równia pochyła, to polecą" - przewiduje polityk PiS. I jak dodaje, będą mieli problem z samym Tuskiem, gdy nadejdze kryzys.
"On jest taki chłopięcy. Nie jest facetem na trudne czasy" - podsumowuje Jacek Kurski.