To właśnie z powodu tych premii rozpętała się cała afera. Opozycja oburzona gigantycznymi nagrodami prezesa i wiceprezesów PL.2012 postanowiła ograniczyć zarobki w spółce. Poprawkę wprowadzającą do spółki ustawę kominową nieoczekiwanie dla Drzewieckiego poza SLD i PiS poparli także przedstawiciele koalicyjnego PSL, a to ministra wyraźnie wyprowadziło z równowagi."Jeśli ta poprawka zostanie podtrzymana w ostatecznym głosowaniu, to ja podaję się do dymisji" - oświadczył, niemal krzycząc, Drzewiecki i opuścił obrady komisji.

>>>Sejm nie obciął pensji "chłopcom ministra"

Jego deklaracja ucieszyła opozycję. "Minister Drzewiecki jako konstytucyjny minister powinien dotrzymać słowa" - oświadczył Adam Hofman z PiS. "Miejmy nadzieję, że minister jest osobą honorową i dotrzyma słowa" - wtórował mu autor poprawki Tomasz Grabowski z SLD.

Informacja o deklaracji Drzewieckiego lotem błyskawicy obiegła cały Sejm. Posłowie z ust do ust przekazywali sobie relacje z wydarzeń na posiedzeniu komisji sportu. "Mirek dal wszystkim popalić, i to tak na koniec tygodnia" - mówił nam jeden z zaskoczonych posłów PO. Jednak kluczowi politycy partii Tuska uspokajali. "Dymisja? Jaka dymisja? Nie ma mowy" - śmiał się jeden z członków rządu. "Mirek jest emocjonalny i szczery. Zareagował w swoim stylu" - dodaje inny polityk PO.

Większość z naszych rozmówców do tej reakcji podeszła zresztą z uznaniem. "Pokazał, że ma jaja i nie godzi się na działania populistyczne" - mówił jeden z posłów. W dymisję Drzewieckiego nie wierzył też premier. "Dymisja? To wykluczone. Mam nadzieję, że szybko znajdziemy rozwiązanie" - oświadczył Donald Tusk, odnosząc się do groźby ministra.

Rozwiązanie rzeczywiście się znalazło. PSL zmieniło zdanie w tej sprawie. "Jesteśmy dogadani nie będzie zgrzytu" - uspokajał jeszcze przed głosowaniem szef klubu parlamentarnego PSL Stanisław Żelichowski i dodawał: "My jesteśmy normalni, chcemy tych mistrzostw, chcemy, by powstały stadiony i nikt nie będzie robił żadnej zadymy, zwłaszcza że minister dał się przekonać i wycofał się z nagród dla kierownictwa spółki. To nas w pełni satysfakcjonuje" - zapewniał.

Jak dowiedział się DZIENNIK, do zmiany decyzji Drzewieckiego i wycofania się z kontrowersyjnych premii dla kierownictwa spółki ministra przekonał osobiście szef rządu. Jak wynika z naszych informacji, już w czwartek wieczorem odbyło się pierwsze spotkanie w tej sprawie.

Reklama

Do rozmowy między Drzewieckim Tuskiem a wicepremierem Schetyną doszło w tzw. Sherwoodzie, czyli w pokoju ministra Drzewieckiego. "Z tego, co wiem, Tusk był wkurzony całą sytuacja wokół spółki. Oni się z Mirkiem przyjaźnią, więc sobie po męsku wymienili parę zdań i tyle" - mówi jeden z naszych rozmówców.

Na czym stanęło? Że Mirek ma załatwić sprawę do rana. I tych nagród ma nie być. Na chwilę minister i premier spotkali się jeszcze wczoraj, w sejmowym saloniku. Rozmowa była krótka, a Drzewiecki szybko odjechał z Sejmu. Wrócił dopiero wieczorem na głosowania, wiedząc, że do dymisji podawać się już nie musi. "Groźba dymisji była realna, cieszę się, że udało się tego uniknąć" - oświadczył tylko.

p

Anna Gielewska: Publicznie zagroził pan dymisją. Emocje wzięły górę?
Mirosław Drzewiecki*: Nie, to nie były emocje. Jeżeli się cokolwiek robi, to trzeba robić z głową. Jeżeli wymyślono, a to rząd PiS wymyślił, że spółki PL.2012 i NCS są wyjęte spod kominówki, to trzeba konsekwencji. Powód był bardzo prosty: do tego przedsięwzięcia trzeba mieć dobrych fachowców. A tacy zarabiają więcej niż ludzie w spółkach Skarbu Państwa. Jeżeli teraz mamy sukces i dobrze to idzie, to taka próba cofnięcia tej sytuacji jest złośliwością polityczną.

Ale pan użył armaty. Pojechał pan do premiera z papierem?
Nie. Byłem u premiera i wspólnie uzgadnialiśmy, co zrobić. Zaapelowałem do prezesów, żeby nie wzięli dodatkowej gratyfikacji, bo jest kryzys i takie jest oczekiwanie. Cieszę się, że się na to zgodzili.

A pan premier tak ze stoickim spokojem zareagował na pana zapowiedź? Czy może przekonywał pana, żeby nie mówić o dymisji?
Z panem premierem pracuję na co dzień, więc nie ma takiej rzeczy, której nie omawiamy na bieżąco.

To znaczy, że realnej groźby dymisji nie było?
Jeżelibyśmy mieli sytuację, że miałbym pracować i odpowiadać za projekt, a zabrano by mi narzędzia pracy nad tym projektem, to jak miałbym pracować?

Pana koledzy nieoficjalnie mówią, że pokazał pan dzisiaj, że jest politykiem z jajami.
Cieszę się, że to zauważyli.

*Mirosław Drzewiecki, minister sportu