Mateusz Morawiecki wygłosił exposé. Politolog nie ma złudzeń

Dziennik.pl: Czemu miało służyć exposé Mateusza Morawieckiego?

Prof. Rafał Chwedoruk, politolog, Uniwersytet Warszawski: Z exposé Morawieckiego będzie jak z ostatnim referendum. Wszyscy o nim dużo dyskutowali przed, a dzień po już nikt o nim nie pamiętał.

Mateusz Morawiecki brzmiał dziś patetycznie jak Roman Dmowski - premier mówił o zderzeniu cywilizacji, dumie i duchowości. I, jak niegdyś socjalista Ignacy Daszyński, podnosił kwestię walki z nierównościami. A w tym wszystkim chodziło tak naprawdę o to, by nie skończyć niczym premier mniejszościowego rządu Prawa i Sprawiedliwości, Kazimierz Marcinkiewicz.

Reklama

Sednem tego przemówienia było zmusić resztę Prawa i Sprawiedliwości do utożsamienia się z odchodzącym premierem. Morawiecki nigdy nie był w PiS-ie postacią bezdyskusyjną. To jest taki substytut rozliczeń wewnątrzpartyjnych, próba ich uniknięcia i ratowania własnej kariery.

Jak ocenić retorycznie to wystąpienie?

Treść przemówienia była pełna sprzeczności wewnętrznych, a jednocześnie absolutnie bezproblemowa. No może poza wątkiem demograficznym – choć nie padły tu żadne propozycje rozwiązań.

Reklama

Przemowie Morawieckiego towarzyszyła duża doza pewności, wizja niemal imperialnego państwa. Powiedzmy szczerze, jest to kompletnie nieadekwatne do tego, co dzieje się na zewnątrz Polski. Wystarczy wspomnieć, że z Wołodymyrem Zełenskim na temat pokoju rozmawia dziś Budapeszt, a nie Warszawa, co samo w sobie jest podsumowaniem nadmiaru politycznej pychy premiera.

Dlaczego Andrzej Duda postawił na Morawieckiego?

Wiemy dlaczego Morawiecki zdecydował się podjąć tej straceńczej misji. Ale czemu Andrzej Duda powierzył utworzenie rządu kandydatowi bez szans?

Prezydent Andrzej Duda jako polityk, któremu wkrótce skończy się kadencja, ma przed sobą dwie drogi. Pierwsza - najbardziej ambitna, to kariera międzynarodowa. Żadnemu z byłych prezydentów w Polsce się to do końca nie udało. Wydaje się, że Duda i jego otoczenie uznali, że perspektywy na to są niewielkie. I polski rząd, i partnerzy unijni, jak i wciąż demokratyczna administracja amerykańska nie pałają entuzjazmem do tego pomysłu. Andrzej Duda nie uczestniczył też w jakichś istotnych wydarzeniach rangi międzynarodowej.

A druga opcja?

To właśnie wewnątrzkrajowa kariera: czy to w roli nieformalnego lidera PiS, czy uczestnika gry o hegemonię na prawicy. Prezydent najwyraźniej uznał, że skala kryzysu, przed którym stoi Prawo i Sprawiedliwość, jest dużo większa, niż wynikałoby to z samego faktu utraty władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego.

Morawiecki był twarzą politycznej polaryzacji

Dziś Morawiecki przesunął PiS w stronę centrum, dodając trochę elementów lewicowych w gospodarce. Ale język partii Kaczyńskiego nie odszedł od radykalizmu. Czy to ma sens?

Przyznam, że mnie najbardziej rozbawiło cytowanie Michała Kaleckiego, wybitnego ekonomisty z kręgów Johna Keynesa, który miał poglądy jednoznacznie socjalistyczne. Przez chwilę zastanawiałem się, czy to aby na pewno mówi Morawiecki…

Zwłaszcza że Kaleckiego cytował były prezes dużego banku.

Padły słowa o sprawiedliwości społecznej, o wolności wyboru… To kompletnie kontrastuje z tym, co politycy PiS czynili w ostatnich latach, miesiącach i tygodniach. Cała kampania wyborcza oparta była na polaryzacji "PiS kontra reszta świata". Pomysł z Morawieckim jako szefem rządu, który nie może powstać, też był dalszym ciągiem tego polaryzującego starcia. I teraz Morawiecki ma kompletnie zaprzeczyć wszystkiemu, co działo się na prawicy przez bardzo długi czas. To najdobitniej pokazuje, że Mateusz Morawiecki padł ofiarą specjalistów od marketingu.

Jak to rozumieć?

Często można w polskiej polityce dostrzec, że polityk z dnia na dzień zaczyna głosić tezy sprzeczne z tym, co mówił jeszcze wczoraj. Wystawienie pani Magdaleny Ogórek w wyborach prezydenckich przez SLD to idealna ilustracja tego zjawiska.

Zaplecze Morawieckiego pogubiło się w tym wszystkim. Jedyną racją bytu premiera byłaby dogmatyczna obrona nie tylko dziedzictwa rządu PiS w wymiarze społeczno-ekonomicznym, ale tego, co i jak partia Kaczyńskiego robiła w ostatnich latach. Ktoś, kto przez tyle lat był premierem i twarzą PiS-u, nie może być dzisiaj liderem zmian.

rozmawiał Tomasz Mincer