Minister sportu Mirosław Drzewiecki pierwszego wywiadu po ujawnieniu afery hazardowej udzielił "Newseekowi". Podkreśla w nim, że nie ma z nią nic wspólnego, i nie planuje podawania się do dymisji.

Reklama

"Premier ma do mnie pełne zaufanie. Nic się w tej sprawie nie zmieniło od naszej pierwszej rozmowy na temat ustawy o grach losowych, czyli od 19 sierpnia" - twardo mówi Mirosław Drzewiecki. O roli swojego partyjnego kolegi Zbigniewa Chlebowskiego w całej sprawie mówi, że "nie wygląda to najlepiej".

Pytany, dlaczego w rozmowach Chlebowskiego z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem, zainteresowanym odpowiednimi zapisami w ustawie o grach, tak często pada jego imię, Mirosław Drzewiecki odpowiada, że nie wie, dlaczego były już szef klubu parlamentarnego PO mówił, to co mówił.

"Niezbyt mi było przyjemnie, gdy to czytałem. (...) Nie wiem, czy mówił prawdę, czy ściemniał. Ale z tych rozmów wynika jedno - że mieli probem ze mną i z Grzegorzem Schetyną, bo - cytuję - <nie dawaliśmy wsparcia>" - mówi "Newsweekowi" minister sportu.

Reklama

Drzewiecki przyznaje, że Sobiesiaka znał i on, i wicepremier Grzegorz Schetyna. Ten drugi z czasów wspólnej działalności w klubie Śląsk Wrocław. On sam zna biznesmena od wielu lat, ale jak podkreśla, to "powierzchowna znajomość".

Minister sportu zaprzecza, by Ryszard Sobiesiak przekonywał go do tego, do czego przekonał wcześniej Chlebowskiego - by nie wprowadzać nowych opłat od automatow do gry w ustawie, bo straciłby na tym finansowo. Tak sam biznesmen mówił w podsłuchanych rozmowach telefonicznych.

"Sobiesiak był u mnie w domu dwukrotnie, ostatni raz 4-6 miesięcy temu. Przywiózł mi kije golfowe i wypytywał, czy w jakimś konkretnym miejscu będziemy mogli wybudować orlika.O nowych opłatach w grach losowych nie rozmawialiśmy" - odpowiada na te wątpliwości Mirosław Drzewiecki.

>>> Tu znajdziesz cały wywiad "Newsweeka" z Mirosławem Drzewieckim