List otwarty omawia obszernie "Rzeczpospolita". Według gazety, pierwsza krytyka Lichockiej nadeszła od Grzegorza Miecugowa z TVN24. "Zaraz po pierwszym pytaniu Kaczyński posłużył się kartką z cytatami Komorowskiego. Może chciał depeszę wykorzystać w jakimś momencie, ale niewykluczone, że znał wcześniej pytanie” - mówił Miecugow.
Później do sprawy wrócił Jarosław Gugała z Polsatu. Oskarżył Lichocką, że robiła wszystko, by poznać pytania jakie przygotował na debatę dla kandydatów on i Katarzyna Kolenda-Zaleska.
"[…] pierwsze pytanie było skandaliczne. Na kilometr było widać, kogo wspiera w tej debacie. Złamała wszelkie zasady bezstronnego dziennikarstwa” - oceniał Gugała Lichocką. Na tym jednak nie poprzestał: "To nie jest sprawa dla sądu, ale należy ją nagłaśniać i w środowisku dziennikarskim rozpatrzyć. Musimy wskazać kierunki postępowania w tym zawodzie. Proszę się zastanowić, jakie są skutki zamiany bezstronnego dziennikarza w żołnierza frontu ideologicznego”.
Publicyści i dziennikarze kojarzeni z prawą stroną sceny politycznej postanowili stanąć w obronie Joanny Lichockiej. Napisali list otwarty, w którym stwierdzają min.: "Joanna Lichocka pada ofiarą skandalicznych oskarżeń. Próbuje się zorganizować na nią środowiskową nagonkę. Podążając tropem logiki osób biorących udział w tych działaniach, należałoby je podejrzewać o kierowanie się osobistymi sympatiami politycznymi, w co jednak nie chcemy wierzyć".
List podpisało kilkadziesiąt osób. Wśród sygnatariuszy są min.: Bronisław Wildstein, Piotr Semka, Michał Karnowski, Łukasz Warzecha, Przemysław Babiarz, Anita Gargas, Marcin Wolski i Jan Pospieszalski.