Wojsko tłumaczy, że obserwowało go od momentu, gdy przekroczył granicę aż do opuszczenia Polski. Tyle że akurat obrona powietrzna nie jest od tego, by pociski obserwować, ale aby do nich strzelać. Nawet zakładając optymistycznie, że sobie poleci dalej znad Polski, to przecież gdzieś musi spaść. Na przykład na dach bloku mieszkalnego we Lwowie. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że rosyjskich ataków rakietowych – w związku z tym, że rok 2024 w Rosji jest rokiem „wyborczym” – może być znacznie więcej. Władze w Warszawie nie mogą pozwolić na to, by na Lubelszczyźnie powstał korytarz powietrzny dla pocisków manewrujących.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRONICZNYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>