W Rosji i na Ukrainie odsetek tzw. złych długów, czyli wierzytelności zaciągniętych przez firmy, które straciły płynność finansową, może osiągnąć 25 proc., zaś w Kazachstanie zbliży się do 37 proc. To nie wszystko: z odzyskaniem kolejnych kilkunastu procent długów banki będą miały poważne problemy (w przypadku Ukrainy chodzi np. o kolejne 15 proc.). Eksperci przestrzegają: w czasie zapaści finansowych, jakie dotknęły Azję w 1998 roku i Argentynę rok później, wartości te były porównywalne.

Reklama

"Szczytu problemów kredytowych w Rosji oczekujemy pod koniec pierwszego kwartału 2010 roku. Sytuacja mogła być jeszcze gorsza gdyby nie to, że we wrześniu znacznie wzrosły ceny węgla, które wyprowadziły na prostą przedsiębiorstwa z tej branży" – komentuje w rozmowie z nami raport UniCreditGroup rosyjski ekonomista Walerij Iniuszyn. Kryzys na rynku kredytów będzie miał poważne konsekwencje dla gospodarek na terenie WNP. "Banków nie będzie stać na udzielanie nowych kredytów. Nie ma kredytów, nie ma wzrostu gospodarczego, bo firmy nie mają z czego finansować swoich inwestycji" – mówi w rozmowie z nami szef wydziału strategiczno-badawczego UniCredit Bank Russia Władimir Osakowski.

Złe długi zahamują wzrost gospodarczy Po trwającym rok kryzysie gospodarczym to bardzo niepokojący scenariusz. Rynkom państw WNP, które dopiero zaczęły wychodzić z recesji, grozi długa stagnacja. "Aby tego uniknąć niezbędne są zmiany systemowe, przede wszystkim przejście na zachodnie standardy dotyczące księgowości oraz monitoringu systemu kredytowego" – komentuje Iniuszyn. Najbardziej dramatyczny wzrost odsetka złych długów dotknął jednak Ukrainę. W ciągu dwóch lat od początku światowego kryzysu ich liczba ma wzrosnąć jedenastokrotnie. W ubiegłym tygodniu agencja Fitch Ratings apelowała o natychmiastowe dofinansowanie banków nad Dnieprem kwotą 100 mld hrywien (34 mld złotych). "Naszym najpoważniejszym problemem jest brak państwowej strategii radzenia sobie z kryzysem w sektorze bankowym" – komentował wówczas w rozmowie z nami ekonomista kijowskiego Centrum Razumkowa Wasyl Jurczyszyn.



Bałtów nie stać na spłaty kredytów

Reklama

Problemy firm z obszaru byłego ZSRS rykoszetem odbijają się na sytuacji indywidualnych kredytobiorców. Najgorzej jest pod tym względem w krajach bałtyckich. "Biorąc pod uwagę wysoki poziom bezrobocia w krajach bałtyckich i spadające dochody ich obywateli, banki usztywnią swoją politykę wobec osób fizycznych, trudniej będzie np. negocjować odroczenie płatności lub jej rozciągnięcie w czasie" – tłumaczył rosyjskiej gazecie biznesowej RBK Daily Dmitrijs Krutiks z ryskiego Rietumu Banka. W krajach bałtyckich osoby fizyczne spłacają znacznie więcej kredytów niż Rosjanie czy Ukraińcy.

W ciągu ostatniej dekady bardzo popularne było „życie na kredyt”, które nakręcało koniunkturę. Gdy jesienią ubiegłego roku rozpoczęła się recesja, przez którą PKB na Łotwie spadł o jedną piątą, wiele gospodarstw domowych stanęło przed widmem bankructwa. W regionach takich jak Rzeżyca pracy nie ma nawet 30 proc. ludzi. Stąd nawet połowa gospodarstw może mieć problemy ze spłatą zadłużenia. Już dziś na straty spisano kredyty na sumę 1,3 mld łatów (7,7 mld złotych). Zdaniem UniCredit w 2010 roku odsetek „złych długów” zbliży się do 20 proc. "Jeszcze rok temu przekroczenie bariery 10 proc. było zupełną fantastyką" – cytuje szefową łotewskiej Komisji Finansów i Rynku Kapitałowego Irenę Krumane ryski dziennik Biznies & Bałtija. Nadbałtyckie banki nie mogą liczyć na zyski aż do 2012 roku. "Wszystko przez to, że w latach naszej prosperity wzrost gospodarczy zbyt silnie zależał od kredytów i szybkości obrotu pieniądza. Skutki okazały się dramatyczne" – mówiła telewizji LTV minister finansów Litwy Ingrida Szimonyte.