- Na ostatniej prostej widać prawdziwą bitwę na raporty, których są ze sobą całkowicie sprzeczne. Dokumenty przedstawiają obie strony, powołując się na naukowe autorytety i renomowane placówki. To po prostu PR, którego celem jest trafienie do ludzi i przekonanie ich do swoich racji, by zbudować przewagę zanim usiądzie się przy stole rozmów w Kopenhadze do ostatecznych negocjacji - mówi nam Jodie Harper agencji marketingowej The Think Tank.

Reklama

Ostatni dokument - przekonujący do podpisania w duńskiej stolicy protokołu nakładającego ostre limity emisji dwutlenku węgla - został opublikowany wczoraj. Brytyjski ośrodek naukowy Scientific Committee on Antarctic Research (SCAR) ogłosił, że do 2100 roku z powodu ocieplenia klimatu poziom oceanów i mórz podniesie się aż o 1,4 metra. Do tej pory najczarniejsze prognozy przewidywały, że będzie o metr mniej. - Wzrasta temperatura powietrza i oceanów, to sprawia, że topią się lodowce i lodowe czapy biegunów. A co za tym idzie, podnosi się poziom wód w morzach - komentuje posiłkując się naukowym autorytetem jeden z szefów SCAR Colin Summerhayes.

W efekcie tego zjawiska 100 mln mieszkańców Azji, głównie ze wschodnich Chin, Bangladeszu oraz Wietnamu, trzeba będzie ewakuować na wyżej położone tereny. Nowych domów będzie musiało poszukać 14 mln Europejczyków i po 8 mln mieszkańców Afryki i Ameryki Południowej. Ponad 15-milionowa Kalkuta znajdzie się pod wodą, Brytyjczycy będą musieli wydać miliony na obronę Londynu, a USA miliardy, by ocalić Kalifornię i Los Angeles - wynika z apokaliptycznej wizji SCAR.

Ale to nie pesymistyczne prognozy są najmocniejszym przesłaniem raportu. - Z naszych badań wynika, że aktywność Słońca ze zmianami klimatycznymi nie ma wiele wspólnego - uważa Colin Summerhayes. A to oznacza jedno: odpowiada za nie człowiek. I tak za jednym zamachem naukowcy ze SCAR dali ekologom mocny argument przed kopenhaskim szczytem, i jednocześnie rozprawiali się z tymi, którzy globalne ocieplenie wiążą z procesami naturalnymi. Naukowcy sceptyczni wobec takich tez przekonują z kolei, że to ludzkość odpowiada za rozregulowanie klimatu. Ich zdaniem to rezultat tego, że Ziemia krąży wokół Słońca po elipsie a obecnie zbliża się do niego. I tylko z tego powodu wzrasta temperatura naszej planety. Armia naukowców przeciwna teoriom o zgubnym wpływie ludzkości na klimat nie pozostaje dłużna. 12 listopada ukazał się dokument naukowców z Bristol University, z którego wynika, że Ziemia jest w stanie sama zneutralizować nawet połowę produkowanego przez nas dwutlenku węgla. Na dodatek obalali oni twierdzenie, że wraz z rozwojem cywilizacji ilość C02 w atmosferze będzie się zwiększać. Dwa tygodnie później w ramach naukowej kontrofensywy działająca przy ONZ Światowa Organizacja Meteorologiczna zaalarmowała, że stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze dramatycznie szybko rośnie. Z odsieczą sceptykom przyszło jednak Towarzystwo Geologiczne Indii, które 30 listopada przedstawiło raport, z którego wynika, że himalajskie lodowce... wcale się nie topią. Mało tego, jęzory kilkunastu z nich wydłużyły się. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W opublikowanym wczoraj dokumencie działający przy ONZ Międzyrządowy Panel do spraw Zmian Klimatycznych (IPCC), jeden z organizatorów szczytu w Kopenhadze, podtrzymuje twierdzenie, że lodowce Himalajach topią się najszybciej na świecie.

Przykłady można mnożyć. Brazylijski rząd podał na przykład, że wycinanie amazońskich lasów, nazywanych zielonymi płucami Ziemi, zostało ograniczone do poziomu najmniejszego od 21 lat. Nieoczekiwanie” tuż przed Kopenhagą pojawił się również raport Proceedings of the National Academy of Sciences z USA, z którego wynika, że w ciągu 20 lat zmiany klimatyczne będą głównym powodem konfliktów w Afryce, a Jemen już niedługo może być pierwszym na świecie krajem, któremu zabraknie wody pitnej.

Do walki w klimatycznej wojnie wynajęto nawet najemników, w których wcielili się hakerzy. Komputerowi włamywacze - „przypadkowo” właśnie teraz - dostali się do mailowych skrzynek i upublicznili korespondencję naukowców z Zespołu Badania Klimatu (CRU) działającego na University of East Anglia. To oni przygotowują opracowania dla IPCC. Z ich korespondencji wynika, że świadomie ukrywali wyniki badań, które nie potwierdzały tez o globalnym ociepleniu, a do publikacji kierowali jedynie te, które były po myśli ekologów. - Akcja nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, bo „climategate” bardzo szybko zamieciono pod dywan. Za to w ostatnich dniach znów dużo mówi się o zagładzie polarnych niedźwiedzi i pokazuje kominy chińskich hut. To wystarczy, byśmy chcieli podpisania w Kopenhadze umowy zastępującej protokół z Kioto - mówi nam Jodie Harper. Przyczyn wojny na raporty nie trzeba długo szukać.

Klimatyczny protokół z Kopenhagi będzie miał ogromny wpływ na rozwój świata. Bogaty Zachód obawia się, że straci swoją pozycję na rzecz krajów rozwijających się. Goniące go państwa, że protokół ma być bronią, która utrzyma status quo. - W grę wchodzą wielkie pieniądze. Ograniczenie o połowę emisji CO2 do roku 2050 będzie wymagało inwestycji liczonych w biliony. Pieniądze będą musiały wyłożyć i państwa, i prywatne przedsiębiorstwa. Nikt się do tego nie kwapi - komentuje Helen Bennion z londyńskiego Environmental Change Research Centre.