Dlaczego do Monako? Bo tam miało udać się uniknąć odpowiedzialności za "podkręcanie" wyniku w wyborach prezydenckich przed sześcioma laty. Janukowycz przetrwał. W niecałe dwa lata po porażce objął urząd premiera. Teraz oficjalnie zostaje prezydentem.

Reklama

Politycy z jego otoczenia nie ukrywają: Polska, która uznaje Kijów za strategicznego partnera na Wschodzie, niemal od podstaw będzie musiała budować relacje z nową głową państwa. Polscy politycy przekonują, że nic nie stoi na przeszkodzie, by dawny przeciwnik dziś stał się dobrym partnerem. DGP rozmawia z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, któremu za czasów prezydentury Leonida Kuczmy udało się dobrze poznać dzisiejszych doradców Janukowycza w sprawach międzynarodowych. Kwaśniewski mówi o tym, jak układać się z nową głową państwa. Z kolei rosyjski deputowany do Dumy Siergiej Markow, w 2004 roku doradca Janukowycza, któremu Wiktor Juszczenko zabronił wjazdu na Ukrainę, odpowiada w rozmowie z nami na pytanie, czy Moskwa nie rozczaruje się prorosyjskością nowego prezydenta, tak samo jak Zachód rozczarował się prozachodniością pomarańczowych.

p

JĘDRZEJ BIELECKI, ZBIGNIEW PARAFIANOWICZ: Przez ostatnie pięć lat polskie władze zdecydowanie popierały na Ukrainie tzw. obóz pomarańczowych, nie dbając specjalnie o kontakty z tzw. niebieskiemi Wiktora Janukowycza. W czasie pomarańczowej rewolucji niemal wszyscy przedstawiciele elit politycznych uznawali go za zło wcielone. Polskie media do dziś przedstawiają Janukowycza jako kryminalistę z Doniecka. Wybory prezydenckie wygrał jednak Wiktor Janukowycz. Jak budować stosunki ze strategicznym sąsiadem w sytuacji, gdy głowa państwa ma takie notowania? Otoczenie Janukowycza zapewne wie, jaki jest w Polsce stosunek do niego.
ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI*: Z Wiktorem Janukowyczem można się dogadać. Ale aby to było możliwe, polski rząd musi wyciągnąć wnioski z tego, co się stało na Ukrainie. Po pierwsze: wybory na Ukrainie, wbrew temu, co twierdzi Julia Tymoszenko, zostały przeprowadzone prawidłowo. Po drugie: uświadomić sobie, że każda prezydentura zawsze będzie tylko epizodem w historii Ukrainy, a naszym strategicznym celem pozostaje umacnianie państwowości naszego wschodniego sąsiada. Po trzecie: w nowej sytuacji nie należy osłabiać naszej aktywności w obronie interesów Ukrainy na Zachodzie. Janukowycz już zapowiedział, że z pierwszą wizytą 1 marca poleci do Brukseli. To znaczący, choć na razie tylko symboliczny gest. Drugą wizytę złoży w Moskwie. Prezydent Lech Kaczyński powinien wykorzystać udział w inauguracji Janukowycza w Kijowie i zaprosić go do Polski. Być może będzie to jedna z pierwszych wizyt, jakie złoży nowy prezydent za granicą.

Nasi kijowscy rozmówcy przekonywali, że w otoczeniu Janukowycza osoby zajmujące się sprawami międzynarodowymi - tacy jak Anatolij Oreł czy Wiktor Medwedczuk - mają dobre kontakty z Aleksandrem Kwaśniewskim. Ci dawni przedstawiciele ekipy Leonida Kuczmy w Polsce są uznawani za uosobienie prorosyjskiego zła. Sam Oreł jest wymieniany jako poważny kandydat na szefa MSZ. Jak pan ocenia perspektywy prowadzenia przez nich polityki zagranicznej?
Znam tych ludzi. Jedno mogę powiedzieć już dziś: jeśli oni będą zajmowali się polityką międzynarodową w stosunkach polsko-ukraińskich zniknie poważny problem: historia i kultywowanie UPA. Z nikim nie współpracowało mi się w tych sprawach lepiej niż z ekipą Kuczmy. Pamiętam jak podczas jednej z uroczystości na Wołyniu, aby nie było niepokojów - Medwedczuk ściągnął ciężarówkami ludzi ze wschodnich i centralnych regionów kraju. Z kolei Oreł jest człowiekiem pragmatycznym, umiarkowanym. Dawne otoczenie Kuczmy dotrzymuje zobowiązań. To atut w polityce międzynarodowej. Musimy go wykorzystać.

Zna pan Janukowycza. Jakim on jest politykiem?
Pamiętam go z czasów pomarańczowej rewolucji. To człowiek zdolny do kompromisu, a jednocześnie osoba bardzo zdyscyplinowana. Przez ostatnie pięć lat wiele przemyślał. Wykazał się niezwykłą odpornością psychiczną. Mało który polityk potrafiłby podnieść się z takiego upadku, jak przegrana w 2004 roku. Przede wszystkim musi wyciągnąć rękę do opozycji, nie wsadzać Julii Tymoszenko do więzienia, jak mu podpowiadają niektórzy jego doradcy, tylko uznać, że ścisła kontrola poczynań rządu może być dla niego atutem. Musi także doprowadzić do ustabilizowania sytuacji w kraju, uchwalić wreszcie budżet, spowodować, że Ukraina będzie wywiązywać się z obietnic złożonych Zachodowi.

czytaj dalej

Reklama



Polska znajdzie wspólny język z prezydentem Janukowyczem?
Janukowycz jest przede wszystkim pragmatykiem. Polskim władzom radziłbym dać mu kredyt zaufania. Choć już nie tak wielki, jak pięć lat temu pomarańczowym. Moim zdaniem z Wiktorem Janukowyczem można się dogadać wcale nie gorzej niż z Wiktorem Juszczenką.

Janukowycz zdążył już zapowiedzieć, że nie będzie ubiegał się o członkostwo Ukrainy w NATO. Czy w związku z tym Polska również powinna zrezygnować z forsowania członkostwa Ukrainy w Sojuszu? Czy dalsze wspieranie euroatlantyckich dążeń Kijowa nie staje się absurdem? Ukraina nie chce, ale my i tak wiemy swoje.
Członkostwo Ukrainy w NATO rzeczywiście staje się celem najmniej realistycznym. Tu trzeba dać sobie więcej czasu. Są jednak ważniejsze sprawy niż NATO. Dziś powinniśmy wspierać przede wszystkim ustabilizowanie sytuacji politycznej na Ukrainie. Największym dramatem rządów pomarańczowych był stan permanentnego kryzysu politycznego, w jaki wprowadzili kraj. Właśnie ten kryzys najbardziej zniechęcił Zachód do Ukrainy. Jeśli Janukowycz będzie starał się z tym skończyć, powinniśmy go wspierać. On musi mieć realną władzę - choćby sprzyjający mu rząd - by później rozliczać go z podjętych decyzji.

Janukowycz uchodzi na Zachodzie za zwolennika orientacji prorosyjskiej. Ile jest w tym prawdy?
Jest kilka testów, które w najbliższych miesiącach pozwolą ocenić, czy tak rzeczywiście jest. Pierwszym z nich jest pytanie, czy Janukowycz zdecyduje się na przystąpienie do wspólnej przestrzeni gospodarczej, którą chcą utworzyć Rosja, Kazachstan i Białoruś wraz z Ukrainą. Ten projekt jest niemożliwy do pogodzenia z integracją europejską. Jeśli się na niego zdecyduje, to będzie oznaczało, że stawia na przeszłość, rezygnuje z modernizacji Ukrainy.

Jakie są pozostałe decyzje, które pozwolą ocenić zamiary Janukowycza w kwestii stosunków z Rosją?
Stosunek do rosyjskiego pomysłu tzw. nowej architektury bezpieczeństwa. Włączanie Rosji do europejskiego systemu bezpieczeństwa oczywiście ma sens. Ale nie, jeśli ma to prowadzić do likwidacji NATO. Jeśli Janukowycz przyłączy się do rosyjskiego pomysłu rozwadniania NATO, to współpraca z nim będzie dla polskich władz bardzo trudna.

Jakie są cele oligarchów skupionych wokół Janukowycza? Wolą kurs na Zachód czy współpracę z Rosją?
Janukowycz jest związany z klanem Donieckim i oligarchą Rinatem Achmetowem. To są ludzie, którzy przeszli długą drogę i wiedzą, że integracja z Unią jest w ich interesie. Wiedzą również, że w ich interesie jest umacnianie suwerenności Ukrainy. Wolą być pierwszym, drugim i trzecim biznesmenem ukraińskim niż 123., 344. i 526. biznesmenem rosyjskim.

* Aleksander Kwaśniewski, prezydent Polski w latach 1995-2005

p

MICHAŁ POTOCKI: W 2004 r. był pan jednym z najbliższych doradców Wiktora Janukowycza. Angażował się pan w kampanię po stronie niebieskich w czasie pomarańczowej rewolucji. Dzisiaj Janukowycz zostaje prezydentem Ukrainy. Traktuje to pan jako osobisty sukces?
SIERGIEJ MARKOW*: Zdecydowanie tak. Nie będę nawet udawał, że zachowywałem neutralność. Z całego serca trzymałem kciuki za Janukowycza. Tym bardziej się cieszę, że jego zwycięstwo było przekonujące. Janukowycz odzyskał to, czego został podstępnie i bezprawnie pozbawiony w 2004 r.

Cieszy się pan, że wreszcie będzie mógł pan legalnie pojechać do Kijowa? Podległa ustępującemu prezydentowi Wiktorowi Juszczence służba bezpieczeństwa uznała pana za personę non grata. Zresztą sam Juszczenko nie żywił do pana sympatii.
Szczerze mówiąc, nigdy nie miałem problemów z wjazdem na Ukrainę.

czytaj dalej



Pomarańczowa rewolucja skończyła się jednak kompromitacją Janukowycza, upokarzającą porażką. Wierzył pan bezpośrednio potem, że ten przegrany polityk będzie w stanie się odbić od dna i ponownie stanąć do walki o prezydenturę?
Powiem uczciwie, że początkowo nie wiązałem większych nadziei z Janukowyczem. Sądziłem, że schedę w partii przejmie Jewhen Kusznariow, bardziej zdecydowany i ostrzejszy polityk. W 2007 r. zginął jednak w tajemniczych okolicznościach, być może zamordowany. A z drugiej strony działania pomarańczowej władzy okazały się tak cudaczne, że ludzie wcześniej ją popierający zwrócili się ponownie w jego stronę. Do końca 2005 r. nie wierzyłem w jego polityczny come back. Potem - po wielu rozmowach z nim - zmieniłem zdanie.

A czy sam Janukowycz zmienił się jako polityk i jako człowiek przez te pięć lat?
Stał się zdecydowanie bardziej samodzielny. Przeszedł prawdziwe tortury, na własnej skórze przekonał się, co znaczy zachodni cynizm, przez co stał się bardziej prorosyjski. Zachodni politycy go okłamali i sprzedali, zabrano mu sukces wyborczy, rozpędzono parlament w 2007 r., a Rosja zawsze podawała mu pomocną dłoń.

Stał się bardziej prorosyjski? Przecież Janukowycz jako prezydent z pierwszą wizytą prawdopodobnie uda się do Brukseli. A jego najbliżsi współpracownicy mówili nam, że ta jego prorosyjskość to nic innego jak stereotyp, który utrzymał się tylko dlatego, że w 2004 r. Moskwa tak zdecydowanie poparła go w wyborach.
Podczas pomarańczowej rewolucji to był rzeczywiście kolosalny stereotyp, bo Janukowycz reprezentował gospodarcze interesy Ukrainy. Teraz z kolei jest znacznie bardziej prorosyjski niż to się wszystkim wydaje.

Nie boi się pan rozczarowania tą swoją wiarą w jego prorosyjskość? Większość ekspertów przekonuje, że dla Rosji będzie bardzo trudnym partnerem do rozmów, zwłaszcza w kwestiach gospodarczych. Spodziewają się podobnego rozczarowania Kremla jak Zachodu w przypadku euroatlantyckości Juszczenki.
Boję się rozczarowania, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Dopuszczam myśl, że rozmowy o współpracy będą trudne, ale przynajmniej w ogóle będą. Za Juszczenki, zdrajcy narodu i rusofoba, ich w ogóle nie było.

Stale przeciwstawia pan Janukowycza i Juszczenkę. Tymczasem obaj przed drugą turą w najlepsze współpracowali ze sobą, jakby pomarańczowa rewolucja w ogóle się nie wydarzyła.
Nie dziwi mnie to w ogóle. Janukowycz współpracował z Juszczenką, by wygrać, a Juszczenko z Janukowyczem - by przeżyć. A połączyły ich nienawiść do Tymoszenko i strach przed nią.

*Siergiej Markow, deputowany Jednej Rosji, politolog, doradca Wiktora Janukowycza podczas wyborów w 2004 r.