Przebywający od dziś z oficjalną wizytą w USA Hamid Karzaj przedstawi Barackowi Obamie program spacyfikowania afgańskich rebeliantów. Jego głównym założeniem jest przekupienie tzw. dziesięciodolarowych talibów, którzy walczą z powodów materialnych, a nie ideologicznych. Ewentualne powodzenie planu Karzaja jest kluczowe dla 2140 żołnierzy polskich działających w prowincji Ghazni.

Reklama

Oferta dla talibów

Plan Kabulu jest jedną z najbardziej konkretnych propozycji, jakie pojawiły się w ciągu ostatnich lat. Wzorowany na saudyjskim program zakłada, że lokalni gubernatorzy wraz z rebeliantami skłonnymi złożyć broń ustalą warunki, na jakich to nastąpi. W grę wchodzi przede wszystkim wypłata bezzwrotnej pożyczki za rezygnację z walki i zdjęcie nazwiska z listy poszukiwanych przez siły bezpieczeństwa. Na dalszym planie jest oferta przyuczania do cywilnych zawodów – np. kowalstwa, budownictwa czy krawiectwa – dawnych bojowników. Część z nich ma dostać również propozycję zasilenia szeregów lokalnej policji i wojska (ten punkt jest najbardziej krytykowany przez amerykańskich wojskowych, którzy nie wierzą w lojalność talibów i obawiają się infiltracji struktur siłowych). Tym, którzy nie widzą swojej przyszłości w Afganistanie, rząd proponuje wyjazd do któregoś z państw muzułmańskich. Przyjąć rebeliantów chce np. Arabia Saudyjska.

Program reintegracji od maja będzie wprowadzany w życie w siedmiu prowincjach: Kandahar, Helmand, Herat, Baghdis, Nangarhar, Kunduz i Baghlan. Obejmie 220 dystryktów i 4 tysiące wiosek. Fundusz przekupywania talibów opiewa na sumę 160 mln dol. Według danych Ministerstwa Obrony Narodowej i strony internetowej Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie pod Hindukuszem działa około 70 tys. rebeliantów. Oznacza to, że dla każdego z nich do dyspozycji w ramach wymiany „pokój za dolary” pozostaje suma 2285 dol. Co ciekawe, w polityce informacyjnej rządu Afgańczycy skłonni złożyć broń nie są już nazywani terrorystami tylko „wściekłymi braćmi”.

Reklama

Plan Karzaja to element szerszej strategii, która ma doprowadzić do zakończenia trwającej od 9 lat wojny podjazdowej między talibami, rządem a zachodnią koalicją. Z jednej strony składa się ona z oferty rozmów, z drugiej zakłada wzmocnienie o 30 tys. liczby amerykańskich żołnierzy w Afganistanie i siłowe wyparcie rebeliantów z ich bezpiecznych przystani na południu i wschodzie kraju.

Odpowiedzią będzie przemoc

Reakcja na pojednawcze gesty władz w Kabulu jest na razie jednoznaczna. „Emirat islamski ogłasza operację wiosenną pod kryptonimem Al-Faath (Zwycięstwo) przeciwko Amerykanom, członkom NATO i ich podwładnym” – czytamy w najnowszym oświadczeniu opublikowanym na oficjalnej stronie Islamskiego Emiratu Afganistanu (www.alemarah.info). Ofensywa ma ruszyć dziś.

Reklama

Oprócz znanych z Afganistanu zamachów samobójczych, blokowania dróg czy podkładania na nich improwizowanych ładunków wybuchowych pojawiła się zapowiedź oblegania miast. Mowa jest również o dokonywaniu zabójstw lokalnych urzędników, zagranicznych doradców pracujących dla afgańskiej administracji i „szpiegów, którzy występują jako dyplomaci”.

Zapowiedź rozpoczęcia Al-Faath jest interpretowana jednoznacznie: najbardziej zdeterminowani komendanci (wielu tzw. dziesięciodolarowych talibów rzeczywiście jest skłonnych do rozmów) nowymi zamachami zamierzają zerwać wszelkie inicjatywy pojednawcze między rządem a rebeliantami skłonnymi złożyć broń.