Lenka Nejezchlebova: Na początku grudnia definitywnie zamieniliście dziewczynki, teraz mieszkacie w domu ze swoją biologiczną córką Nikolką. Jak udaje się wam przeżyć rozstanie z Veronką, którą wychowywaliście przez rok?
Jan Czermak: Wróciłem już normalnie do pracy, więc nie mam aż tak dużo czasu, żeby o tym wszystkim myśleć. A żona jest w domu i stara się tak zorganizować dzień, by również nie zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi myślami.
Czermakova: Ale kiedy na chwilę usiądę - choćby po to, żeby odpocząć - wtedy jest najgorzej.

Reklama

Zaczyna pani tęsknić?
Czermakova: Oczywiście - i jest mi z tym naprawdę ciężko. Prawie nieustannie myślę o Veronce. Kiedy wychodzę z Nikolką na spacer albo się bawimy, zaraz zaczynam się zastanawiać, co robi Veronka. I wiem, że u niej wszystko w porządku, że otoczona jest opieką, ale jednak…

Kiedy tak spoglądam na Nikolkę, jak się tu wspina, jak się niczego nie boi, wydaje mi się śmielsza niż w listopadzie, kiedy widziałam ją ostatni raz.
Czermakova: Pewnie jest śmielsza niż była. To prawda.
Czermak: Odwiedza z nami znajomych i krewnych, przyzwyczaja się do innych ludzi.

Macie jednak inny pomysł na wychowywanie dzieci niż pani Trojanova. Wy często wychodzicie z córeczką do ludzi, do znajomych, od czasu do czasu oddajecie ją komuś pod opiekę. Pani Trojanova jest ze swoją córką najczęściej sama. Woli sama się nią opiekować i nie wyobraża sobie, żeby mogła o to poprosić kogoś innego.
Czermakova: Myślę, że każda matka jest inna i ma inne podejście wychowawcze.
Czermak: Ale rzeczywiście różnica jest i ją widać. Vercia przyzwyczajona była do obecności innych ludzi. Kiedy żona przyjeżdżała do mnie do pracy, zajmowała się nią koleżanka, a my w tym czasie mogliśmy coś załatwić.
Czermakova: Uważam, że to jest dobry sposób. Z Nikolką robimy tak samo. Przynajmniej nie będzie bała się ludzi.


Reklama

Dziewczynki wciąż się ze sobą spotykają. Jak na siebie reagują?
Czermak: Całkiem dobrze. Zabierają sobie zabawki, tłuką się, poszturchują. Na początku to Vercia była prowokatorem, ale teraz Nikolka również nie daje sobie w kaszę dmuchać. Ośmieliła się.

Myślicie, że będą dla siebie jak siostry?
Czermak: Może raczej jak kuzynki czy kumpelki. Zobaczymy. Ale myślę, że warto umożliwić im spotkania. Coś pozytywnego może z tego wyniknąć.

Państwa Brożów nie widzieliście jednak ponad tydzień, jeszcze niedawno widywaliście się częściej. Dlaczego tak?
Czermakova: Głównie ze względu na dziewczynki. Nie powinny widywać się codziennie, przynajmniej na razie. Muszą się przyzwyczaić, że mieszkają gdzie indziej niż do tej pory.

Reklama

Gdyby można było cofnąć czas, chcielibyście wszystko odkręcić?
Czermakova: Nie, na pewno nie. Drugi raz postąpiłabym tak samo. Cieszę się, że nasza córeczka jest z nami w domu.

I nie myślicie czasem, że lepiej byłoby nigdy nie dowiedzieć się o zamianie córek?
Czermak: Z jednej strony gdybyśmy się o tym nie dowiedzieli, pewnie żylibyśmy sobie spokojnie dalej - tak jakby się nic nie stało. Ale z drugiej strony lepiej było dowiedzieć się teraz niż na przykład za dwa lata. Mnie w ogóle przez myśl nigdy nie przeszło, że Veronka nie jest naszą córką. Ale może z czasem, gdyby w ogóle nie była do nas podobna, mogłoby mnie to zacząć dręczyć...
Czermakova: Kiedy patrzymy teraz na Verkę, jak rozwija się i zmienia, widzimy, że nie jest ani trochę podobna do żadnego z nas. Ale w wypadku takiego małego człowieczka trudno jest się upierać. Jak Veronka się urodziła, mówiłam sobie, że ze mnie nic nie ma. Ale zaczęłam szukać u niej odbicia Honzy. Widziałam w niej na przykład jego oczy.

Rzeczywiście, Nikolka jest do was ewidentnie podobna. Charakter też ma po was?
Czermakova: O tak. Najbardziej wtedy, kiedy zaczyna się wściekać.

Sprawiacie wrażenie bardzo dobrze dobranej pary. Zbliżyło was to, co przeżyliście w ostatnim czasie?
Czermakova: Przeżyliśmy z mężem bardzo wiele trudnych chwil. Najbardziej jednak zbliżyła nas do siebie choroba męża....
Czermak: Kiedy zachorowałem, stwierdziliśmy, że chyba już nic gorszego nas nie może spotkać. A potem to. Ale może teraz będziemy mieć już spokój - choć na wszelki wypadek nic nie będę mówić.

Spodziewacie się drugiego dziecka. Kiedy termin rozwiązania?
Czermakova: Drugiego kwietnia. To będzie dziewczynka.

Zakładam, że będzie pan przy porodzie?
Czermak: Tak. Oczywiście. Wezmę z pracy przydział niezmywalnych flamastrów i od razu podpiszę dziecko (śmiech).

Najchętniej wychowywałabym je obie

Lenka Nejezchlebova: Tęskni Pani?
Jaroslava Trojanova: Bardzo. Każdego dnia. Dzwonimy do siebie z panią Czermakową, ale to nie to samo. Pytam ją, jak tam Nikolka, a ona mówi, że dobrze. Ale ja znowu chciałabym ją zobaczyć. Nie widziałam jej ponad tydzień.

A pogodziła się już pani z tym, że nie będzie wychowywać Nikolki?
To nie takie proste. Ale będę musiała to przełknąć, nie mam wyboru.

Do zamiany waszych córek doszło po tym, jak pani partner postanowił zrobić testy potwierdzające ojcostwo, ponieważ miał wątpliwości, czy Nikolka jest jego córką. Myśli pani czasem, że byłoby lepiej, gdybyście się nigdy o tym nie dowiedzieli?
Bardzo często tak myślę. Ale kiedyś mogłoby to wyjść na jaw i pewnie byłoby jeszcze gorzej, chociaż już teraz było to wszystko straszne. Sama nie wiem. Na początku przeklinałam go, że w ogóle poszedł zrobić te testy.

On pani nie wierzył.
Nikt mi wtedy nie wierzył. To było straszne.

Jak pani zareagowała, kiedy testy wykazały, że faktycznie nie jest ojcem Nikolki?
Myślałam, że to jakiś błąd. Wyniki przyszły przez internet. Miałam więc nadzieję, że powtórny test wyjdzie dobrze.

Przyjaciel przeprosił panią za wszystko?
Tak, przeprosił. Można powiedzieć, że wróciliśmy do siebie. Rozwiązujemy teraz dużo więcej spraw wspólnie. Teraz jest lepiej, ale ta nieufność pozostanie już chyba na zawsze. W jakiś sposób mu wybaczyłam, ale to cały czas we mnie tkwi.

Teraz, kiedy spędza pani całe dni ze swoją biologiczną córeczką, czuje pani, że jest to pani prawdziwe dziecko?
Teraz już powoli tak. Ale człowiek się przyzwyczaja, a to wszystko trwa.

Ona przyzwyczaiła się szybciej?
Veronka jest przyzwyczajona do obcych ludzi, do nowych miejsc. Czermakowie często oddawali ją komuś pod opiekę, dlatego mała nikogo się nie boi.

Wyczuwam w pani słowach sceptycyzm. Nie macie z panią Czermakovą takich samych poglądów na wychowywanie dzieci.
Prawdę mówiąc, nie potrafię wyobrazić sobie, żebym zostawiała Nikolkę pod czyjąś opieką. Wszędzie ją zabierałam, nawet jak jechałam do lekarza. Ale nie chcę przez to powiedzieć, że pani Czermakova robiła coś źle. Po prostu inaczej.

To chyba było dość oczywiste, że będzie problem. Każda matka ma przecież inny pomysł na wychowywanie własnego dziecka. Dla pani może być to źródło stresu.
Często o tym myślę. Ale nie mogę się wtrącać, nie mam prawa. Choć oczywiście nie chciałabym, żeby często oddawali Nikolkę komuś pod opiekę.

Gdy jakiś czas temu pytałam znajomych: „Co byście zrobili na ich miejscu?”, słyszałam różne odpowiedzi. Dla mężczyzn najważniejsze były geny i krew, kobiety zaś uważały, że „własne” jest to dziecko, które wykarmiły.
Świetnie to rozumiem. Gdyby to zależało tylko ode mnie, w ogóle nie zwracałabym uwagi na kwestię genów i krwi. Zostawiłabym sobie Nikolkę. Ale opinie są bardzo różne. Nawet moje dwie bardzo bliskie przyjaciółki nie są co do tego zgodne. Jedna twierdzi, że nigdy by swojego dziecka nie oddała, a druga że jak najbardziej. Gdybym mogła podjąć tę decyzję zupełnie samodzielnie - co przecież nie było możliwe - to Nikolki nigdy bym nikomu nie oddała, a Veronkę odwiedzałabym nawet w każdy weekend, żeby widzieć, jak rośnie. Miłość, którą mam w sobie, powstała dla Nikolki, a teraz muszę ją dać Veronce.

Ma pani jej tyle, by wystarczyło dla Veronki?
Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.

Planuje pani z partnerem drugie dziecko?
Pewnie byśmy chcieli, ale jeszcze nie teraz. Poczekamy, aż się wszystko uspokoi, rozwiąże. Najchętniej zaszłabym w ciążę pod koniec urlopu macierzyńskiego, za trzy lata. Tak, żebym nie musiała wracać do pracy.

Gdzie pani pracowała?
W fabryce. Bardzo się cieszę, że już tam nie pracuję. To było koszmarne, robiłam w kółko to samo. Bardzo się cieszyłam, że zaszłam w ciążę.

Obie rodziny dały sobie radę z ciągłym zainteresowaniem mediów i społeczeństwa. Ale wy chyba łatwiej. Odnaleźliście w tym coś pozytywnego. Nie mieliście oporów, żeby publicznie mówić o swoim życiu prywatnym?
Chyba lepiej jest, żeby ludzie wiedzieli, iż na tym świecie wszystko się może zdarzyć. Ale ja nie byłam tak bardzo przekonana do tych wywiadów, to mój partner wszystko organizował. Na przykład umawiał się, że ktoś do nas przyjedzie, ale mówił mi o tym godzinę wcześniej. Z czasem przyzwyczailiśmy się jednak do dziennikarzy, powiedzieliśmy sobie, że tak już chyba musi być. Ale teraz już jest spokój. Z większością dziennikarzy można się dogadać.