"Ostra z niej sztuka" - mówił Schwarzenegger na zamkniętym spotkaniu o Bonnie Garcii, członkini kalifornijskiego parlamentu. I gładko przeszedł do wniosku, że wszyscy Kubańczycy i Portorykańczycy są "ostrzy", bo płynie w nich mieszanka krwi afrykańskiej i latynoskiej. Te odkrycia antropologiczne zarejestrowały mikrofony i przetworzyły na komputerowy plik dźwiękowy, który właśnie został ujawniony.

Arnold już zdążył za swoją wypowiedź przeprosić. Nie zmienia to faktu, że cała Kalifornia, a nawet Ameryka, żyje opiniami republikanina - byłego gwiazdora Hollywood. Bo zawartość pliku opublikował "Los Angeles Times".

Ale, jak to w Ameryce, zaczęto od razu się zastanawiać, jak zeszłoroczne nagranie trafiło do redakcji, i to na dwa miesiące przed wyborami na gubernatora. I wybuchła bomba. Bo plik dźwiękowy dostarczyli gazecie... pracownicy sztabu wyborczego konkurenta Arniego do tego stanowiska - demokraty Phila Angelidesa.

Dlaczego to bomba? Otóż nagranie, które miało skompromitować Schwarzeneggera, może okazać się bronią obosieczną. Policja bada bowiem, czy, by zdobyć plik, pomocnicy Angelidesa nie włamali się do komputerów urzędującego gubernatora. Jeśli tak było, to właśnie szykujący się do detronizacji Arnolda demokrata będzie miał kłopoty.

Najwyraźniej Partia Demokratyczna postanowiła już poświęcić nadgorliwych pracowników. Z jednej strony tłumaczy, że nie musieli się nigdzie włamywać, bo znaleźli nagranie na dostępnej dla wszystkich stronie internetowej gubernatora. Z drugiej jednak twierdzi, że ujawnili oni nagranie bez zgody przełożonych - na własną rękę. A powinni byli zdobyć taką zgodę, bo etniczne poglądy włodarza Kalifornii to "sprawa najwyższej wagi".

Najciekawszy jest jednak komentarz samej ocenianej przez Schwarzeneggera Bonnie Garcii. Oświadczyła ona bowiem, że... nie czuje się urażona stwierdzeniami gubernatora. Ale nic w tym dziwnego. I ona, i Arnold należą do tej samej Partii Republikańskiej...