Dhiren Barot, członek Al-Kaidy, przez lata był trenowany w obozach dla terrorystów. W 2004 roku planował wysadzić kilka londyńskich hoteli. Chciał w nich zaparkować limuzyny zładowane gazem, napalmem i gwoździami. A potem wysadzić. W Nowym Jorku zamierzał użyć jeszcze straszniejszej broni - brudnej bomby. W centrach finansowych, na nowojorskiej giełdzie, w centrali Citibanku oraz Banku Światowego, miał założyć detektory dymu wypełnione radioaktywną substancją. Te spaliłyby się i napromieniowały dziesiątki tysięcy osób.
Po obydwu stronach Atlantyku władze testują scenariusze na wypadek wybuchu brudnej bomby. Alarmy powtarzają raz za razem. Bo pięć lat po zamachu na World Trade Center ryzyko takiego ataku jest większe niż kiedykolwiek wcześniej. "Nie zastanawiamy się czy, ale kiedy. Bo to tylko kwestia czasu" - przewiduje Sajjan Gohel z Fundacji Azjatycko-Pacyficznej.
Radioaktywny materiał, potrzebny do stworzenia brudnej bomby, można łatwo zdobyć. Na przykład wykraść z elektrowni atomowej. "Istnieje prawdopodobieństwo, że takie materiały już wpadły w niepowołane ręce" - ostrzega David York z Narodowych Laboratoriów Sandia. W USA każdego dnia ktoś kradnie albo gubi materiały radioaktywne.
Londyński sąd skazał właśnie Barota na dożywocie. Stamtąd terrorysta trafi do USA, pod kolejny sąd. W Londynie niedługo wyroki usłyszą także wspólnicy Barota w jego chorym planie.