Najczęściej nie znają języka sąsiadów, nie interesują się ich problemami, mają swoje własne gazety, osobne szkolnictwo, nawet nazwy miejscowe są najczęściej diametralnie różne i wzajemnie niezrozumiałe. Niedawno obliczono, że mieszane flamandzko-walońskie małżeństwa to zaledwie 1 proc. wszystkich zarejestrowanych związków. Jak w takiej sytuacji utrzymać państwo?
Belgia od lat udaje, że istnieje - przekonuje wielu obserwatorów. Flandria i Walonia mają własne autonomiczne rządy, belgijskie ambasady podzielone są na sekcje flamandzką i walońską, istnieją dwie różne państwowe telewizje, a z flamandzką drogówką lepiej nie próbować rozmawiać po francusku, bo mandat może okazać się znacznie wyższy.
Mieszkańców Bruggii, Brukseli i Charleroi jednoczy postać króla, o którym mówi się, że jest jedynym Belgiem. Tendencje separatystyczne powstrzymuje też to, że rozpadłoby się państwo, które jest sercem jednoczącej się Europy. Secesja spowodowałaby również wybuch konfliktu o Brukselę.
Zarówno Walonowie, jak i Flamandowie uznają stolicę Belgii za swoją własną. Choć większość brukselczyków mówi po francusku, to ich miasto stanowi enklawę na flamandzkim terytorium.