"Powinni go wysłać do Iranu i nie wypuszczać go stamtąd. Jestem zaskoczony wczorajszą decyzją austriackiego sądu; David Irving otrzymał trzyletni wyrok i powinien pozostać w więzieniu za wszystkie te rzeczy, które wyszły spod jego pióra" - tak w rozmowie z DZIENNIKIEM zareagował na ogłoszenie wyroku Efraim Zuroff z Centrum Wiesenthala w Jerozolimie.

Austriacka policja aresztowała Irvinga w listopadzie zeszłego roku, gdy jechał na wykład dla skrajnie prawicowej studenckiej organizacji w południowej części kraju. Podstawą zatrzymania był nakaz z 1989 r.; to właśnie wtedy brytyjski historyk w czasie spotkania ze swoimi sympatykami zaprzeczał, jakoby w komorach gazowych Oświęcimia mordowano ludzi. Potem, już w czasie procesu, Irving wycofał się z tych twierdzeń.

"Historia jest jak rosnące drzewo; im więcej wiesz, tym więcej dokumentów staje się osiągalnych. Dzięki nim dowiadujesz się kolejnych rzeczy. Ja dotarłem do wielu nowych informacji od 1989 r." - tłumaczył potem Irving w czasie procesu.

Nie pomogło mu to jednak; sąd skazał go na trzy lata pozbawienia wolności bez zawieszenia, co rozpaliło w Europie dyskusję o granicach wolności słowa. Tym gorętszą, że w tym samym czasie wybuchły muzułmańskie protesty przeciwko publikacji karykatur proroka Mahometa. Część krytyków wyroku austriackiego sądu zwracała uwagę na różne standardy stosowane przez Europejczyków w obu sprawach. Inni uważali, że kara więzienia uczyni z Irvinga męczennika ruchu nazistowskiego.