"Trzeba uświadomić pacjentom, że jeżeli na przykład nie przestaną pić, to nie dostaną nerki. To by było marnotrawienie organów, o które przecież tak trudno. Takie rozwiązanie to najlepsza promocja zdrowego trybu życia" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM Louise Fish z Krajowego Instytutu Zdrowia (NICE) w Londynie. Ta powiązana z rządem organizacja już od roku przymierza się do zmian, nad którymi właśnie debatuje gabinet Tony'ego Blaira.
Główny argument to oszczędności. Koszty leczenia chorób wynikających z niezdrowego trybu życia - związanych z otyłością czy nałogami picia albo palenia - to dziś ponad 30 mld funtów rocznie. Ale takie tłumaczenie nie do wszystkich przemawia. Przedstawiciele zainteresowanych uważają, że to dyskryminacja ze strony rządu.
"System opieki zdrowotnej opiera się na solidarności. Płacimy podatki, więc chcemy czegoś w zamian. Jeżeli rząd odejdzie od tej złotej zasady, zostanie uruchomiona lawina. Dziś mówi się o palaczach czy otyłych, a jutro przestaniemy leczyć za darmo osoby uprawiające sport albo biednych, których nie stać na zdrową żywność. Państwo nie może w ten sposób na nas oszczędzać" - mówi DZIENNIKOWI Neil Rafferty z brytyjskiej organizacji "Forest" walczącej z dyskryminacją palaczy. "Użyjemy wszystkich naszych wpływów, żeby zablokować tę ustawę, gdy trafi ona do Izby Gmin" - dodaje.