Całą noc wokół domu, w centrum Moskwy, przy ulicy Leśnej, gdzie zabito Annę Politkowską, pracowali dziennikarze, choć śmierć koleżanki, znanej obrończyni praw człowieka, powaliła ich na kolana. Czy zastanawiają się, czy też są "na celowniku"? Nie wiadomo. Liczby za to mówią wiele. W ciągu ostatnich 15 lat w Rosji zamordowano lub porwano 300 dziennikarzy.

Ciało Anny Politkowskiej przewieziono w nocy na sekcję zwłok. Na miejscu, gdzie została zastrzelona Politkowska, jak w ukropie uwijają się milicjanci. Windę, w której dokonano zbrodni oraz jej okolice, badają kryminolodzy. "Nowaja Gazieta", dla której pisała Politkowska, zapowiada, że przeprowadzi własne śledztwo.

Jednak zwykli Rosjanie stracili nadzieję, że władze wyjaśnią zagadkę morderstwa "jakoś trudno w to uwierzyć (że sprawcy zostaną wykryci), ale wszystko może się zdarzyć. My teraz będziemy za nią się modlić. Ale tak na prawdę to chyba ona w niebiosach modli się już za nas" - mówi Galina, która pracuje jako naukowiec na jednym z moskiewskich uniwersytetów.

Wczoraj do szybkiego zbadania okoliczności śmierci dziennikarki zaapelowała Rada Europy, której Rosja obecnie przewodniczy.