Siergiej Iwanow i Dmitrij Miedwiediew - to dwa nazwiska, które najczęściej pojawiają się na giełdzie potencjalnych następców Władimira Putina. Obaj to wicepremierzy, obaj są bezgranicznie oddani Kremlowi, a poglądy mają bardzo podobne. Wydają się idealni do wykonywania politycznych zaleceń rosyjskiego przywódcy.

Ale zanosi się, że Putin wszystkich nas zaskoczy. Jego doradca, Igor Szuwałow, którzy przygotowuje wizytę prezydenta w USA, wieszczy, że kandydatem na następcę na rosyjskim "tronie" będzie ktoś zupełnie inny. Ktoś, o kim nikt dzisiaj nie myśli.

Jedno jest pewne - nie będzie to sam Putin. Prezydent nie szykuje zmian w konstytucji - obecna ustawa zasadnicza zabrania mu ubiegać się o trzecią kadencję z rzędu. Ale oczywiście jest jedno "ale". Władimir Władimirowicz może wystartować w wyborach w 2012 roku. Wtedy, odchodząc na cztery lata, wystarczyłoby usadzić na fotelu prezydenta kogoś, kto potem bez problemu odda władzę. A w czasie rządów będzie posłuszny. Putin zapewne będzie chciał wskazać kogoś takiego.