Dramatyczne doniesienia jednego z najwyższych rangą funkcjonariuszy służb specjalnych - ukrywającego się pod kryptonimem "Y" - wywołały burzę w Izraelu. "Liderzy Hamasu rezydujący w Damaszku chcą popsuć wysiłki dyplomatyczne podejmowane przez przywódcę Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa i władze izraelskie" - alarmuje "Y" cytowany przez dziennik "Haaretz". Dodaje, że komendanci Hamasu są coraz bardziej sfrustrowani, bo mimo ogromnych wysiłków nie udało się zdobyć akceptacji na arenie międzynarodowej. Właśnie izolacja miała doprowadzić do opracowania planów użycia przemocy.

"Haaretz" twierdzi także, że Hamas szuka radykalnych rozwiązań, bo za wszelką cenę nie chce dopuścić do dalszych pertraktacji między Palestyńczykami i Żydami. Tymczasem wczorajsze spotkanie Olmert-Abbas w Jerozolimie miało zaowocować ustaleniem składu grup negocjacyjnych na listopadową konferencję pokojową.
Zniecierpliwienie hamasowców jest tym większe, że ich organizacja nadal nie jest postrzegana na arenie międzynarodowej jako wiarygodny partner. Tymczasem hamasowcom marzy się zyskanie statusu, jaki przed laty wywalczył sobie Jasser Arafat i jego Organizacja Wyzwolenia Palestyny.

Dlatego islamiści intensywnie zabiegali o wsparcie czołowych państw - wysłannicy Hamasu jeździli m.in. do Moskwy, licząc na tradycyjnie grających przeciw Amerykanom Rosjan. Wszystko na nic. Pod koniec lipca na spotkanie z Władimirem Putinem do Moskwy pojechał wywodzący si z Fatahu Abbas, a dyplomaci Kremla ogłosili, że prawowitym przywódcą Palestyńczyków jest właśnie on. Chwilę później potwierdzono również obniżenie szczebla kontaktów dyplomatycznych między Rosją a Hamasem.

Co więcej, Kreml zgodził się ponoć na poparcie wspólnej egipsko-izraelskiej interwencji w rządzonej przez Hamas Gazie, co ostatecznie rozbiłoby organizację. Właśnie dlatego, jak pisze "Haaretz", komendanci pragną przełomu, a ten - ich zdaniem - jest niemożliwy bez użycia siły. Ludzie związani z izraelskimi służbami specjalnymi twierdzą, że to bardzo prawdopodobny scenariusz.

"Logika Hamasu jest taka: ani Abbas, ani Olmert nie mają podstaw do tego, by prowadzić rozmowy o utworzeniu państwa palestyńskiego. Pierwszego nie popierają wszyscy Palestyńczycy, drugi nie ma mocnego zaplecza politycznego w Izraelu" - mówi DZIENNIKOWI Mordechaj Kedar, który 25 lat przepracował jako oficer w izraelskim wywiadzie wojskowym Aman. "Hamasowscy są święcie przekonani, że tak nie powinien wyglądać proces tworzenia państwa palestyńskiego i zrobią wszystko, by go zablokować" - dodaje.

"Haaretz" powołując się na swoje palestyńskie źródła, donosi, że Hamas dla wywołania wrogości między Żydami i Palestyńczykami, i by samemu nie narażać się na krytykę zagranicy, ma zamiar wykorzystywać do walki mniej znane ugrupowania. Gazeta przypomina, że preludium do wznowienia wojny podjazdowej z Izraelem już nastąpiło. W niedzielę "nieznana organizacja" odpaliła rakiety Kassam w kierunku kibucu na pustyni Negev. Jednak analitycy wojskowi twierdzą, że użycie takiego uzbrojenia jednoznacznie wskazuje na stojący za uderzeniem Hamas, bo pociski Kassam są znakiem rozpoznawczym organizacji.

Odpalone w niedzielę rakiety nie spowodowały ofiar. Jednak izraelskie służby są przekonane, że na tym się nie skończy. Potężny i krwawy zamach w Izraelu jest tylko kwestią czasu - powtarzają z uporem szpiedzy z Szin Bet.



Rozmowy z Hamasem nie wchodzą w grę
HILLEL FRISCH*:
Politycy izraelscy nie są ślepi i doskonale zdają sobie sprawę ze słabości Mahmuda Abbasa. Z tego, że jego poparcie wśród Palestyńczyków jest niewielkie. Ale jednocześnie rząd izraelski rozumie, że tylko z nim można prowadzić rozmowy o pokoju. Z Hamasem jest to zwyczajnie niemożliwe. Póki hamasowcy będą głosili ideologię wrogą naszemu państwu, póty nikt nie zasiądzie z nimi do stołu rokowań. No bo jak można rozmawiać z kimś, kto bez owijania w bawełnę głosi, że Izrael należy wymazać z mapy świata? Albo z kimś, kto za narzędzie polityki uznaje zamachy terrorystyczne, które uderzają w niewinnych ludzi? Hamas łączy politykę z religią i dlatego w wielu sprawach nie jest po prostu w stanie pójść na kompromis. Zdaniem przywódców tej organizacji ich religia nie dopuszcza jakiegokolwiek kompromisu.


Reklama

Jeśli zaś chodzi o Mahmuda Abbasa, to nie jestem pewien, czy negocjacje, jakie prowadzą z nim Izraelczycy, w ogóle można nazwać procesem pokojowym. To prawda, że rozmowy się toczą, ale niestety nie przynoszą jakichkolwiek przełomów. Ale bynajmniej nie oznacza to, że takie pertraktacje są nic niewarte. Spotkania takie jak wczorajsze w Jerozolimie mają duże znaczenie, bo pozwalają zapewnić choć minimalną ochronę terytorium państwa izraelskiego. A Abbas doskonale rozumie, że armia izraelska, jaka została na Zachodnim Brzegu, ma kapitalne znaczenie zarówno dla ochrony naszego kraju, jak również dla utrzymania władzy przez Fatah. Gdyby nie obecność naszych żołnierzy, już dawno rządziłby tam Hamas, tak jak to się stało w Strefie Gazy. Abbas zatem wie, że wycofanie si Izraela z Zachodniego Brzegu oznaczałoby jego definitywny koniec. W tym punkcie jego interesy i interesy izraelskiego rządu są wspólne. Izrael zapewnia sobie bezpieczeństwo, Abbas może trwać u władzy. Koło się zamyka.

* Hillel Frisch, politolog z Uniwersytetu Bar-Ilan, analityk polityki ugrupowań palestyńskich, znawca strategii Hamasu i Fatahu


Eliminowanie popularnego wśród Palestyńczyków Hamasu jest błędem
MAHDI ABDUL HADI*:
Zapowiadane z wielkim hukiem spotkanie to dowód, że obaj politycy, zarówno Ehud Olmert, jak i Mahmud Abbas, rozpaczliwie walczą o pozostanie w polityce. Robią dobrą minę do złej gry. Z jednej strony nie mogą całkowicie zaprzestać rozmów, na które nalegają Stany Zjednoczone. Z drugiej nie mogą podjąć żadnej wiążącej decyzji. Olmert, bo wszyscy tylko czekają na jego kolejne potknięcie. Abbas, bo rządzi jedynie na Zachodnim Brzegu. Wyłączenie Hamasu z negocjacji to zamykanie oczu na rzeczywistość. Przecież Palestyna nie składa się wyłącznie z Zachodniego Brzegu. Co więcej, Abbas nie ma szerokiego poparcia wśród własnego narodu.



Rugowanie Hamasu z rozmów jest błędem. Co z tego, że jesienią rozpoczną się negocjacje Abbas - Olmert? Znaczna część Palestyńczyków zapowiedziała, że i tak ich nie uzna. Hamas jest o tym święcie przekonany. I z tego wynika jego siła. Ludzie organizacji uważają, że rola Abbasa w historii skończyła się w roku 2006, kiedy jego Fatah przegrał wybory.

*Mahdi Abdul Hadi, dyrektor Palestyńskiego Stowarzyszenia Badań Międzynarodowych w Jerozolimie