"Ofiar może być jeszcze więcej" - powiedział anonimowy przedstawiciel policji.

Był to jeden z najkrwawszych od lat ataków terrorystycznych w 17-milionowym Karaczi, będącym głównym portem i centrum finansowym Pakistanu.

Do ataku doszło w dzielnicy, która w związku z panującą tam zaostrzoną kontrolą znana jest jako "czerwona strefa". Na jej terenie znajdują się m.in.: rezydencja gubernatora i szefa prowincji Sindh, amerykański konsulat, pięciogwiazdkowe hotele oraz biura regionalnych władz.

"Napastnicy, których było prawdopodobnie sześciu, przerwali kordon bezpieczeństwa, otwierając ogień do policjantów" - powiedział szef lokalnej policji Salahuddin Babar Khattak. Następnie furgonetka wyładowana materiałami wybuchowymi wjechała w budynek biura departamentu ds. postępowania karnego, czyli policji antyterrorystycznej. W wyniku eksplozji dwupiętrowy budynek zawalił się.

Reklama

W budynku przetrzymywano i przesłuchiwano rebeliantów.

W wyniku eksplozji w budynku powstał krater o głębokości czterech metrów. Niektóre pobliskie budowle częściowo się zawaliły. Według dziennikarza agencji Reutera, eksplozja była tak silna, że w promieniu dwóch kilometrów z okien powypadały szyby.