Według organizatorów w dwugodzinnym marszu wzięło udział 200 tysięcy ludzi.

W centrum Tirany setki policjantów strzegły rządowych budynków, obawiając się powtórnych zamieszek. W zeszłą sobotę w zamieszkach zginęło trzech manifestantów, a rannych zostało ponad 150 protestujących i funkcjonariuszy bezpieczeństwa.

Reklama

W piątek na czele pochodu szli krewni zabitych i przywódca socjalistów Edi Rama. Ludzie składali kwiaty i znicze przed wielkimi zdjęciami ofiar poprzedniego protestu, umieszczonymi przed budynkiem rządowym. Pod portretami widniał napis "Sprawiedliwości!".

Napięcia w Albanii utrzymują się od wyborów parlamentarnych w końcu czerwca 2009 roku, w których niewielką przewagą zwyciężyli demokraci premiera Salego Berishy. Socjaliści nie uznali tych wyników. Chcą ustąpienia Berishy.

Reklama

Berisha, który odmawia ustąpienia, oskarżył opozycję o usiłowanie dokonania zamachu stanu. Powiedział, że prawo Albańczyków do protestu będzie respektowane, ale ostrzegł Ramę, by nie próbował obalać rządu, bo "stanie w obliczu konsekwencji, jakich sobie nie wyobraża".

Unia Europejska i przedstawiciele USA wezwali do powściągliwości i stonowania retoryki zarówno socjalistów, jak i rządzących demokratów, którzy zgodzili się odwołać własny protest wyznaczony na sobotę.

Tydzień temu w demonstracji w Tiranie uczestniczyło ok. 20 tys. zwolenników opozycji. Przed siedzibą premiera, którego opozycjoniści oskarżają o korupcję, domagali się ustąpienia rządu i rozpisania przedterminowych wyborów.

Reklama

Socjalistyczna opozycja wznowiła antyrządowe demonstracje w listopadzie ubiegłego roku, oskarżając rząd Berishy o korupcję i złe zarządzanie funduszami publicznymi.

Sytuację polityczną zaostrzyła w tym miesiącu dymisja wicepremiera Ilira Mety. Został on oskarżony o korupcję, gdy lokalna telewizja wyemitowała nagranie z ukrytej kamery, pokazujące, jak próbuje zmanipulować przetarg publiczny na elektrownię wodną.