"Obama sformalizował w istocie politykę zatrzymań prowadzoną przez George'a W. Busha.(...) Nie tylko odwołał swą obietnicę zamknięcia Guantanamo w ciągu roku, lecz także zaprzeczył swym deklaracjom, że polityka ta 'nie może być oparta tylko na tym, co ja sam zdecyduję'. Jego zarządzenie jako szefa władz wykonawczych oznacza właśnie, że nakazuje się, co trzeba zrobić - w stylu zapoczątkowanym przez jego poprzednika w Białym Domu" - napisał we wtorek "Washington Post".
Obama przyrzekł na początku swej prezydentury, że zamknie więzienie w Guantanamo, bazie amerykańskiej na Kubie, gdzie przebywa jeszcze 172 podejrzanych o terroryzm. Krytykują je organizacje obrony praw człowieka i znaczna część światowej opinii publicznej.
Przedstawiciele administracji zapewniają, że prezydent nadal zamierza zamknąć więzienie w Guantanamo, ale w rzeczywistości decyzja Obamy - jak pisze "Washington Post" - "uznaje fakt, że niektórzy więźniowie Guantanamo pozostaną w amerykańskim areszcie przez wiele lat, lub całe życie".
Polecenie Obamy odnosi się do co najmniej 48 spośród 172 osób przetrzymywanych w Guantanamo. Międzyresortowa komisja pod kierunkiem prawników z Ministerstwa Sprawiedliwości orzekła, że nie można ich postawić przed sądem, ani nawet specjalnym trybunałem wojskowym, gdyż dowody przeciw nim uzyskano niekiedy w wyniku metod przesłuchań uznawanych za tortury. Nie można ich także zwolnić, ponieważ stanowią zbyt wielkie zagrożenie. Nie powiodły się też próby przekazania ich władzom innych krajów lub umieszczenia w więzieniach w USA. Temu ostatniemu rozwiązaniu sprzeciwił się Kongres.
Republikanie w triumfalnym tonie komentują decyzje Obamy jako przyznanie słuszności polityki Busha.
"Potwierdza ona stanowisko administracji Busha, że nasz rząd ma prawo przetrzymywania w areszcie niebezpiecznych terrorystów do zakończenia wojny" - powiedział republikański kongresman Peter King, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Kraju w Izbie Reprezentantów.
Administracja Obamy uzasadnia prawem wojny bezterminowe przetrzymywanie podejrzanych o terroryzm bez sankcji prokuratorskiej.
Zarządzenie prezydenta rozczarowało środowiska lewicowo-liberalne. Skrytykowała je m.in. organizacja obrony praw człowieka Human Rights First.
Według niektórych komentatorów, decyzja Obamy ma związek z zapowiedzianymi na czwartek przesłuchaniami w Kongresie w sprawie niebezpieczeństwa islamskiego ekstremizmu.
Zorganizował je kongresman Peter King, narażając się na krytykę, że podsyca fobie antymuzułmańskie. Zwolennicy jego inicjatywy oczekują jednak, że może on przedstawić nowe dowody zagrożenia islamskim terroryzmem.
Zdaniem części ekspertów, zagrożenie to może wzrosnąć w związku z rewoltą na Bliskim Wschodzie. Twierdzą oni, że stan chaosu, w jakim pogrążają się niektóre kraje regionu, stanowi idealny grunt dla zakładania nowych baz i pozyskiwania bojowników przez Al-Kaidę i inne podobne ugrupowania.