W ostatnich tygodniach Nikolić i jego SNS, stojąca na czele koalicji kilku mniejszych partii, zaostrzyli wezwania do ogłoszenia przedterminowych wyborów. SNS domaga się też wyższych płac, walki z korupcją oraz reform.
"Od dzisiejszego rana nie przyjmuję jedzenia i wody. Moje przesłanie do (prezydenta Borisa) Tadicia brzmi: Jeśli stanie mi się coś złego, to niech ogłosi wybory" - powiedział Nikolić do kilkudziesięciu tysięcy ludzi, którzy zgromadzili się w centrum Belgradu na zorganizowanej przez opozycję demonstracji.
Zwolennicy opozycji, z których wielu do stolicy przyjechało autokarami z całej Serbii, trzymali flagi narodowe i transparenty wzywające prozachodni rząd Mirko Cvetkovicia do ustąpienia.
Protestujący domagali się przedterminowych wyborów parlamentarnych, obwiniając rząd o kryzys gospodarczy i korupcję. Przynieśli flagi partii SNS i transparenty z hasłami: "Precz ze złodziejami", "Ludzie chcą sprawiedliwości, pracy i postępu". Część skandowała w odniesieniu do prezydenta Tadicia: "Zabij się Boris, uratujesz Serbię".
Wybory w Serbii mają odbyć się w przyszłym roku. Nie dalej jak w piątek prezydent Tadić oświadczył, że nie zgodzi się na przyspieszone wybory. W wydanym oświadczeniu wskazał, że Serbia "potrzebuje stabilizacji", żeby na jesieni uzyskać status kandydata do członkostwa w Unii Europejskiej. W jego opinii, wcześniejsze wybory tylko spowolnią starania o akcesję do UE.