"Zostały już sformułowane jasne wnioski, dotyczące politycznego zamętu, do jakiego doszło pod koniec lat 80. Amerykańskie oświadczenie, które ignoruje fakty i bezpodstawnie oskarża chiński rząd, jest brutalną ingerencją w wewnętrzne sprawy Chin i ich suwerenność w sferze wymiaru sprawiedliwości" - oświadczył cytowany przez agencję Xinhua rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei.
Zaostrzenie postępowania wobec dysydentów stanowi w Chinach stałe zjawisko przed kolejnymi rocznicami 4 czerwca, ale w tym roku towarzyszy ono najbardziej represyjnej od lat kampanii przeciw opozycjonistom. Przez ubiegłe cztery miesiące setki aktywistów, prawników i blogerów było przesłuchiwanych, zostało aresztowanych lub po prostu zniknęło, co tłumaczy się obawami władz przed protestami na wzór tych, jakie obecnie wstrząsają światem arabskim.
Rocznica została jak zwykle zignorowana przez państwowe chińskie media. Plac Tiananmen w centrum Pekinu był otwarty, choć pod czujną obserwacją policji.
W Hongkongu, który powrócił pod władzę Chin w 1997 roku, lecz utrzymuje własny oparty o wzory brytyjskie system prawny, dziesiątki tysięcy ludzi zgromadziły się w dużym parku z płonącymi świecami, zamieniając sześć boisk piłkarskich w morze światła. Pod prowizorycznym pomnikiem złożono wieniec, a zebrani trzykrotnie pochylili się w tradycyjnym chińskim geście żałoby.