Mieszkaniec Triestu, z zawodu pilot samolotów, wspiął się ze znajomym na szczyt Jof di Montasio leżący na wysokości 2754 metrów nad poziomem morza z urną z prochami brata, który zginął w wypadku w Meksyku w czerwcu. Wybrał to miejsce dlatego, że była to ulubiona góra jego brata.

Reklama

Kiedy zaczął schodzić, został trafiony piorunem, w wyniku czego spadł na skałę położoną 40 metrów niżej. Zginął na miejscu. Drugi mężczyzna, który nie ucierpiał, wezwał pomoc. Jest jednak w stanie szoku.

Ratownicy górscy badający okoliczności tego tragicznego wypadku orzekli, że piorun przyciągnęła żelazna drabinka długości 70 metrów, po której wspinacze schodzili.

Ansa podkreśla, że mężczyzna tuż przed śmiercią wypełnił misję. Rozrzucił prochy i zostawił na skale specjalną tabliczkę ku czci swego brata. Dokumentują to zdjęcia znalezione w aparacie fotograficznym ofiary.