Policjanci twierdzą, że osoby te, związane ze skrajną prawicą, rzucały kamieniami w funkcjonariuszy, wspomagających ich żołnierzy i obecnych na miejscu przedstawicieli władz cywilnych. Osadnicy próbowali nie dopuścić do zburzenia trzech domów.

Nielegalni osadnicy wznieśli je w czasie październikowego Święta Szałasów (Sukkot), upamiętniającego wyjście Żydów z egipskiej niewoli. Kilka dni później doszło do pierwszych utarczek z policją, która próbowała zastopować prace budowlane na terenie kolonii ustanowionej pomiędzy Beit El i Giwat Assaf w północnej części Zachodniego Brzegu, określanego przez osadników jako historyczna ziemia Żydów - Jehuda i Szomron, czyli Judea i Samaria.

Reklama

W poniedziałek w Jerozolimie pod gmachem Sądu Najwyższego doszło do protestu ok. 150 osób przeciwko planom burzenia innych, większych osiedli w rejonie Benjamin, uznawanych przez rząd za nielegalne: Amony, Giwat Assaf i Migronu.

W piątek rząd zamierza dostarczyć Sądowi Najwyższemu harmonogram likwidacji tych kolonii. Sąd uznał to wcześniej za konieczne, ponieważ jego zdaniem osiedla powstały na terenach będących prywatną własnością Palestyńczyków. Żydowscy koloniści nie zgadzają się z tym orzeczeniem i twierdzą, że ziemia ta powinna być uznana za własność państwa.

Łącznie z nielegalnych osiedli ma być ewakuowanych ok. tysiąca osób.

Podczas gdy izraelski rząd Benjamina Netanjahu zbiera na arenie międzynarodowej cięgi za kontynuowanie polityki żydowskiej kolonizacji na terenach będących przedmiotem sporu w stosunkach z Palestyńczykami, sami żydowscy osadnicy twierdzą, że są prześladowani i dyskryminowani przez władze. Wedle kolonistów, rząd nie pozwala im nawet na najbardziej ograniczoną rozbudowę istniejących już osiedli, choć wynika ona z naturalnych potrzeb, jak np. konieczność stworzenia szkół czy nowych domów dla powiększających się rodzin.

Rada Gmin Żydowskich Judei, Samarii i Gazy, reprezentująca osadników, prowadzi głośną kampanię przeciwko planom likwidacji osiedli. Jej zdaniem, władze prowadzą niezrozumiałą politykę, ponieważ najpierw zachęcały do kolonizacji zdobytych w 1967 roku terytoriów, dotując osadników, a obecnie występują przeciwko nim.

Reklama

Dyrektor biura łącznikowego Rady i jej rzecznik prasowy Dawid Ha'iwri w rozmowie z PAP ocenił, że władze powinny przestać chować głowę w piasek i ogłosić aneksję "całej Judei i Samarii", co byłoby najlepszym rozwiązaniem konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Zdaniem Ha'iwriego, Palestyńczycy, którzy zaakceptują taki stan rzeczy, mogliby bez przeszkód pozostać na tych terytoriach, stając się jednak obywatelami Izraela i zyskując pełnię praw.

Budowa i rozwój żydowskich miejscowości na zajmowanym przez Izrael od 1967 roku Zachodnim Brzegu i we wschodniej Jerozolimie jest główną kością niezgody w stosunkach palestyńsko-izraelskich. Uniemożliwia wznowienie negocjacji pokojowych, zerwanych ponad rok temu właśnie z tego powodu.