Gregorio De Falco omal nie wyszedł z siebie, słysząc przez radiostację komunikat kapitana Francesco Schettino o tym, że opuścił tonący wycieczkowiec "Costa Concordia" i siedzi w szalupie ratunkowej. "Ile osób jest na statku?" – krzyczy De Falco, pełniący dyżur w kapitanacie w porcie w Livorno, a Schettino wykręca się od odpowiedzi, przekonując, że koordynuje akcją z szalupy.
„Vada a bordo, Cazzo!” – ryknął na kapitana Gregorio De Falco, co w wolnym tłumaczeniu na polski znaczy: „Wracaj na pokład, kur…!”.
Kapitan nie posłuchał wezwania, odpowiadając, że musiałby użyć do tego helikoptera. Włosi nie mieli wątpliwości - za te pokrętne tłumaczenia okrzyknęli go w internecie tchórzem i nikczemnikiem. Bohaterem został za to Gregorio De Falco.
Nagraną rozmowę obu mężczyzn odsłuchały już tysiące użytkowników sieci. Pojawiają się już nawet wersje tłumaczone, z napisami w różnych językach. Gregorio De Falco ma swoje pięć minut.
Internauci skrzykują się już do wnioskiem do prezydenta Włoch o odznaczenie krewkiego pracownika kapitanatu w Livorno. A koszulki z cytatem „Vada a bordo, Cazzo!” już biją rekordy popularności w internetowych sklepach.