Rząd postanowił, że jeśli Izrael i Autonomia Palestyńska podpiszą porozumienie pokojowe, zostanie ono poddane pod głosowanie w referendum. Wcześniej mają je ratyfikować rząd i parlament. To gest w kierunku skrajnej prawicy, która jest przeciwna jakimkolwiek negocjacjom z Palestyńczykami.
W komunikacie kancelarii premiera Beniamina Netanjahu czytamy, że w sprawach dotyczących przyszłości kraju każdy obywatel powinien mieć prawo głosu. Rząd będzie chciał, by parlament przyjął w tej sprawie szybką ścieżkę legislacyjną.
Dużo więcej kontrowersji wzbudza druga decyzja - tym razem premiera. Beniamin Netanjahu osobiście rekomendował rządowi, by ten zgodził się na amnestię dla 104 więźniów palestyńskich oraz izraelskich pochodzenia arabskiego.
Palestyńczycy twierdzili, że bez spełnienia tego postulatu rozmowy pokojowe nie zostaną wznowione. Premier ma stanąć na czele komitetu, który ustali listę osób, wypuszczanych na wolność. Spotkanie rządu w tej sprawie opóźniło się o godzinę.
Według mediów, premier długo przekonywał do pomysłu swoich partyjnych kolegów. Przeciwko amnestii protestują rodziny ofiar oraz skrajna prawica, współrządząca Izraelem w szerokiej koalicji.
Według agencji AFP, rozmowy pokojowe miałyby być wznowione we wtorek w Waszyngtonie. Porozumienie w tej sprawie ogłosił w połowie lipca amerykański negocjator, John Kerry. Pertraktacje między Izraelem a Autonomią Palestyńską są zawieszone od 2010 roku.
W cieniu tych wydarzeń premier Izraela mianował nowego ambasadora w Stanach Zjednoczonych. Będzie nim urodzony w Miarmi Ron Dermer - przeciwnik istnienia dwóch państw: Izraela i Palestyny. Według przecieków z WikiLeaks, Dermer nie uznawał prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa za godnego partnera do rozmów pokojowych.