Z problemami rozpoczął się w Kairze proces obalonego prezydenta Mohammeda Mursiego. Polityk Bractwa Muzułmańskiego, który stracił władzę w lipcu nie chciał podporządkować się sądowi, bo jak twierdził, nadal jest prezydentem kraju. Wywołujący ogromne emocje w Egipcie proces został odroczony do stycznia. Mohammed Mursi jest oskarżony o podżeganie do przemocy i współudział w zabójstwie demonstrantów w grudniu ubiegłego roku przed pałacem prezydenckim w Kairze, gdzie urzędował wówczas jako głowa państwa. Razem z nim na ławie oskarżonych zasiadło 14 innych liderów Bractwa Muzułmańskiego.
Na salę sądową Mursiego przewieziono śmigłowcem. Były prezydent odmówił założenia obowiązującego go w sądzie stroju więziennego i oświadczył, że nie uznaje władzy sądu, bo nadal jest prezydentem. Rozprawę, której nie pokazano w egipskiej telewizji, odroczono do 8 stycznia po tym, jak zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego skandowali slogany przeciwko nowym władzom.
Przed siedzibą sądu zebrały się setki zwolenników islamistów i samego Mursiego. To nie jest prawdziwy proces. Nie można postawić przed sądem urzędującego prezydenta, a Mursi został przecież wybrany w głosowaniu - mówił jeden z protestujących. Demonstrujący wykrzykiwali antyrządowe hasła i obrzucili kamieniami dziennikarzy, stojących przed sądem. W Egipcie powszechnie uważa się, że większość mediów popiera obecne władze kraju. Mohammed Mursi od 3 lipca był przetrzymywany przez wojsko w nieznanym miejscu. Po dzisiejszej rozprawie został przewieziony do więzienia, jednak nie wiadomo do którego. Część egipskich mediów mówi o ośrodku Tora na przedmieściach Kairu, inne o więzieniu w Aleksandrii.