Angela Merkel po raz kolejny w wywiadzie dla niemieckich mediów skrytykowała Rosję. Sprawę Ukrainy połączyła z kwestią niezależności Gruzji i Mołdawii, i uznała, że Rosja próbuje zaszkodzić w europejskim kursie tych krajów. Porównała sytuację na wschodzie Ukrainy z zamrożonym konfliktem w Osetii i Abchazji oraz Naddniestrzu - we wszystkich przypadkach, jej zdaniem, to Rosja była głównym czynnikiem destabilizacji. Taka ostra wypowiedź nie spodobała się Moskwie.

Reklama

O co chodzi w Abchazji? CZYTAJ WIĘCEJ >>>

O co chodzi w Naddniestrzu? CZYTAJ WIĘCEJ >>>

I na reakcję nie trzeba było długo czekać. "Kommiersant" w artykule redakcyjnym zauważył, że teraz to Francja zamierza odegrać wiodącą rolę w międzynarodowej mediacji na Ukrainie i się w tej roli sprawdzi. W sobotę w Moskwie spotkali się zresztą w tej sprawie prezydenciFrancois Hollande i Władimir Putin. Rosyjski przywódca ponoć przy tej okazji dał do zrozumienia, że w wypadku zerwania przez Paryż kontraktu na dostawę okrętów Mistral, Moskwa nie będzie żądać dodatkowych rekompensat, lecz zadowoli się zwrotem wpłaconych pieniędzy. A przedtem mówiono wszak o rosyjskich roszczeniach sięgających 3 mld euro.

Reklama

Francja nie po raz pierwszy byłaby negocjatorem w konflikcie z udziałem Rosji. Już przecież w czasie wojny w Gruzji w 2008 roku ówczesny prezydent Francji, Nicolas Sarkozy (Francja wtedy miała rotacyjną prezydencję w UE) zaangażował się w rozmowy pokojowe (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>). I ten przykład przywoływany jest teraz jako uzasadnienie dla zwiększonej roli Paryża.

Nie jest to zresztą niczym zaskakującym. Francja tradycyjnie ma dobre relacje z Rosją, można wręcz mówić o wyraźnej rusofilii francuskich elit.

Co ciekawe, jeszcze silniejsze sympatie prorosyjskie odczuwa także opozycja francuska. Front Narodowy Marine Le Pen od początku konfliktu na Ukrainie zdecydowanie przyjmował rosyjski punkt widzenia. Francuski milioner De Villiers zaskoczył wszystkich, ogłaszając już w sierpniu plan budowy parku rozrywki na Krymie. Coraz częściej mówi się, że Rosja finansuje partię Le Pen. Podobnie jak to czyni w przypadku eurosceptycznych sił we Włoszech.

Reklama

Powiązania Rosji - mniej lub bardziej oficjalne - z ruchami eurosceptycznymi w krajach Unii Europejskiej są dosyć zrozumiałe i logiczne. W ich wspólnym interesie jest jak największe osłabienie Unii Europejskiej i powiększenie wewnętrznych podziałów wspólnoty. Znamienne, że żadna z eurosceptycznych frakcji (łącznie z UKIP Nigela Farage’a i KNP Janusza Korwin-Mikkego) nie potępiła rosyjskiej aneksji Krymu. Wszystkie też bardzo krytycznie podchodzą do nakładania na Rosję sankcji gospodarczych i politycznych. I wszystkie starają się także rozbić wspólną, silną europejską pozycję w stosunku do Rosji i wojny na Ukrainie.

Przejęcie przez Paryż roli głównego mediatora, zamiast Niemiec (a już wcześniej została przecież wyrzucona z tej pozycji Polska) jest ciekawym ruchem. Niewykluczone, że jest to w porozumieniu z Niemcami, które wolałyby teraz trzymać się z boku. I w razie niepowodzenia misji pokojowej mogłyby porażkę przypisać Francji.