Jednak w sferze demokracji i unijnych wartości Komisja Europejska ma ograniczone możliwości, co pokazały wydarzenia ostatnich lat.
W traktacie lizbońskim jest wprawdzie artykuł 7., który przewiduje sankcje w przypadku zagrożenia w jakimś kraju unijnych wartości, i większość państw może zdecydować o zawieszeniu głosu w Radzie Unii Europejskiej, ale to - jak komentuje się w Brukseli - broń atomowa. Dlatego jeszcze nikt w Unii nie pomyślał o jej zastosowaniu, nawet w przypadku Węgier, które były wiele razy napiętnowywane w Unii.
Uzgodniono więc inny sposób działania, mniej spektakularny. Chodzi o tak zwany mechanizm obrony państwa prawa, który zmusza wezwany kraj do współpracy z Komisją. Ale także on nie został zastosowany wobec władz w Budapeszcie, mimo nacisków Parlamentu Europejskiego. Komisja tłumaczy od kilku lat, że nie stwierdziła systemowego łamania zasad państwa prawa.
To tylko potwierdza, że Bruksela niechętnie zajmuje się doniesieniami dotyczącymi naruszenia wartości czy demokratycznych standardów. Co innego, gdy łamane jest europejskie prawo. Wtedy Komisja potrafi reagować szybko, a sprawy kończą się pozwami w unijnym Trybunale Sprawiedliwości.