Na miesiąc przed planowanymi na 5 marca wyborami jest niemal pewne, że zwycięzcą będzie rządzący obecnie samodzielnie Smer Roberta Ficy. Według styczniowych sondaży partia może liczyć na 35–40 proc. głosów, Słowacka Partia Narodowa (SNS) cieszy się zaś poparciem 7–10 proc.
Popularność nacjonalistów, którzy zyskują na podsycaniu obaw związanych z kryzysem imigracyjnym, może się stać źródłem kłopotów przy tworzeniu powyborczej koalicji. Raczej nierealna jest powtórka z lat 2010–2012, kiedy cztery centroprawicowe partie utworzyły rząd Ivety Radičovej na zasadzie "wszyscy przeciw Ficy".
– Słowacja przeżyła już wiele egzotycznych rządów, ale trudno sobie wyobrazić koalicję, w której byliby i nacjonaliści, i mniejszość węgierska – tłumaczy dr Łukasz Lewkowicz, politolog z UMCS specjalizujący się w tematyce słowackiej. – Jeżeli Fico nie uzyska samodzielnej większości, najbardziej prawdopodobna jest koalicja Smeru z nacjonalistyczną SNS. Nie byłaby ona dla Ficy komfortowa, ale Słowacja już ten wariant przerabiała w latach 2006–2010. Myślę, że i teraz liderzy obu partii by się dogadali – dodaje.
Fico wolałby zawrzeć koalicję z mniej kontrowersyjną partią, ale na razie unika jednoznacznych deklaracji. – Wszystko rozstrzygnie się po wyborach. Najlepszym wariantem byłaby silna koalicja dwóch partii z udziałem Smeru, jednak jesteśmy pokorni i dopuszczamy też myśl, że znajdziemy się w opozycji. Po wyborach w 2010 r. pewnie szliśmy po władzę z poparciem 35 proc., a jednak rząd utworzyła koalicja czterech mniejszych partii – powiedział premier w niedawnej rozmowie z dziennikiem „Pravda”.
W roli potencjalnych koalicjantów Smeru wymienia się oprócz nacjonalistów z SNS również chadecką KDH, Sieć Radoslava Procházki oraz partię Most-Híd, której trzon stanowią politycy mniejszości węgierskiej. – To oznacza, że po wyborach praktycznie wszystkie scenariusze są możliwe. Zwłaszcza że poparcie dla Smeru zaczęło w ostatnich tygodniach spadać, głównie przez strajki nauczycieli i pielęgniarek – tłumaczy słowacki politolog Lukáš Jankovič. I jego zdaniem najbardziej prawdopodobna jest koalicja z nacjonalistami. – Nowy lider SNS Andrej Danko ma o wiele bardziej umiarkowany wizerunek niż jego poprzednik, skandalista Ján Slota, choć poza tym partia się nie zmieniła. Nie wykluczałbym jednak szerokiej koalicji kilku centroprawicowych partii, o ile te z nich, które balansują na granicy progu, dostaną się do parlamentu – dodaje Jankovič.
Smer pozostaje niekwestionowanym liderem sondaży. Sprzyja temu znakomita sytuacja gospodarcza: wzrost PKB sięga 3,5 proc., bezrobocie spadło do poziomu najniższego od 2009 r., rządowi udało się skonsolidować finanse publiczne. Dzięki dobrej koniunkturze może sobie pozwolić na hojne gesty, jak bezpłatne pociągi dla studentów i emerytów czy nowe świadczenia socjalne. To wszystko, a także straszenie uchodźcami i umiarkowanie prorosyjska retoryka, wyraźnie przysporzyło Ficy zwolenników. A wyborcze hasło Smeru „Ochrońmy Słowację” bardzo dobrze wpisuje się w społeczne nastroje, zwłaszcza na prowincji.
Ubocznym efektem podsycania przez Ficę nastrojów antyimigranckich i ksenofobicznych jest jednak wzrost poparcia dla nacjonalistów, bez których być może nie będzie dało się stworzyć rządu. A to może oznaczać powrót do słowacko-węgierskich konfliktów, znanych z pierwszego rządu Ficy (2006–2010). – Obecnie stosunki słowacko-węgierskie są wręcz wzorowe, a Fico i Viktor Orbán znajdują wspólny język, mimo że reprezentują odmienne opcje polityczne. Brak konfliktów to głównie zasługa nieobecności nacjonalistów w słowackim rządzie i parlamencie. Po wyborach może się to zmienić – komentuje Lewkowicz.
Ewentualny powrót nacjonalistów na polityczny Olimp byłby problemem również dla relacji polsko-słowackich. Wielu aktywistów SNS domaga się "zwrotu" przez Polskę części Orawy i Spisza, które przed I wojną światową należały do Królestwa Węgier w ramach monarchii austro-węgierskiej. SNS jest też wyraźnie prorosyjska i nie podziela polskiego poglądu na politykę wschodnią.