Miejscowość otworzyła się na nowy świat przybyszów z Afryki oraz Azji i dzięki temu odkryła, że ma przed sobą przyszłość - podkreśla włoska prasa. O osadzie, położonej w trudno dostępnej części wyspy niedaleko miasta Caltanisetta, informują także zagraniczne media i zwracają uwagę na sprawdzający się w praktyce model integracji. Początki jednak nie były łatwe. Panowała nieufność wobec kilkudziesięciu migrantów z Gambii, Nigerii, Pakistanu, Nepalu i innych krajów.
Wszyscy spotykają się na lekcjach języka włoskiego, które za darmo prowadzi miejscowy emerytowany nauczyciel liceum Mario Tona.
Sutera to miasteczko emigrantów. W latach 60. zeszłego wieku miało ponad 5 tysięcy mieszkańców, teraz jest nas 1500. Młodzież wyjeżdża do pracy na północ Włoch i północ Europy - mówi burmistrz Giuseppe Grizzante.
Po dekadach emigracji kolejnych pokoleń mieszkańców pomyślano tam, że nadszedł czas by otworzyć się na innych.
Pomysł zaproszenia imigrantów pojawił się w dramatycznych okolicznościach, po katastrofie łodzi z uchodźcami niedaleko wyspy Lampedusa, w której w 2013 roku zginęło 366 ludzi. Początkowo starsi mieszkańcy - a zostali w miasteczku niemal tylko oni - wyrażali wątpliwości i nie kryli obaw. Lecz w Sutera, w przeciwieństwie do reszty Włoch, gdzie migranci przebywają w ośrodkach i wielu odseparowanych jest od miejscowej ludności, od pierwszej chwili zastosowano metodę możliwie największej integracji. Władze gminy oddały do ich dyspozycji puste porzucone domy w historycznym centrum miejscowości. Jedni już znaleźli zatrudnienie, inni wykonują doraźne prace.
My w czasie naszych podróży zawsze mieliśmy nadzieję na to, że zostaniemy przyjęci w godny sposób. Teraz ja staram się, aby nasi goście stali się jak najbardziej niezależni - wyjaśnił dziennikowi „La Stampa” nauczyciel, wolontariusz i zarazem opiekun przybyszów.
Za przełomowy i zarazem symboliczny moment, który potwierdził powodzenie takiej formy integracji uznano to, że przybysz z Nigerii jako „Mędrzec ze Wschodu” wziął udział w żywej bożonarodzeniowej szopce, przyciągającej co roku do miasteczka 15 tysięcy turystów.
Ludzie są dobrzy, tu nie ma rasizmu. Pomagają nam. Kiedy znajdę pracę jako elektryk, wynagrodzę im to, co robią dla nas - powiedział Nigeryjczyk Chris Richy.