Według nich żaden z wystrzelonych pocisków nie trafił w niszczyciel ani w towarzyszący mu okręt desantowy USS Ponce. Obie jednostki znajdowały się na Morzu Czerwonym na północ od cieśniny Bab el-Mandeb.
Jak dodali zastrzegający sobie anonimowość rozmówcy Reutera, USS Mason zareagował na atak "salwami obronnymi".
Był to już drugi taki incydent w ciągu czterech dni. W niedzielę w kierunku znajdujących się na tym samym akwenie USS Mason i USS Ponce odpalono dwa pociski kierowane, które okazały się niecelne. Wystrzelono je również z terytorium kontrolowanego przez szyicki ruch Huti, ale zaprzeczył on publicznie, by miał z atakiem coś wspólnego. Jednak prowadzone przez USA dochodzenie ujawnia coraz więcej okoliczności wskazujących na odpowiedzialność Huti.
USA nie wykluczyły we wtorek ewentualności odwetowej akcji zbrojnej. - Każdy, kto podejmuje działania przeciwko operującym na wodach międzynarodowych okrętom marynarki wojennej USA, kto do nich strzela, czyni to na własne ryzyko - powiedział na briefingu prasowym rzecznik Pentagonu, komandor Jeff Davis.
Stany Zjednoczone opowiadają się po stronie zdominowanej przez Arabię Saudyjską międzynarodowej koalicji sunnickiej, która od marca 2015 roku zwalcza powiązany z Iranem ruch Huti. Celem szyickich rebeliantów jest obalenie popieranego przez Rijad prezydenta Abd ar-Raba Mansura Al-Hadiego.
Jak dowiedział się Reuters, użyte w niedzielę przeciwko USS Mason przeciwokrętowe pociski kierowane miały znaczny zasięg, co budzi obawy, że Huti zamierzają korzystać z ciężkiego uzbrojenia, które zdaniem przedstawicieli władz USA pochodzi częściowo z dostaw irańskich.
Cieszący się znacznymi wpływami w jemeńskich siłach zbrojnych Huti kontrolują większość północnego Jemenu wraz ze stolicą państwa Saną. Politycznie są stronnikami poprzedniego prezydenta Alego Abd Allaha Saleha.