Według RealClearPolitics, który podlicza średnią ze wszystkich liczących się sondaży, w poniedziałek w południe (czasu waszyngtońskiego) przewaga kandydatki Demokratów wzrosła w skali kraju do 2,9 pkt. procentowych. W niedzielę wynosiła 2,2 pkt. proc., a w czwartek zaledwie 1,7 pkt. proc.
Clinton prowadzi z Trumpem m.in. w najnowszym sondażu Fox News, zgodnie z którym na Demokratkę zamierza głosować 48 proc. prawdopodobnych wyborców, a na Trumpa 44 proc. To wzrost w porównaniu z sondażem Fox News z piątku, który dawał Clinton przewagę 2 punktów proc. nad Trumpem.
Poniedziałkowy sondaż Washington Post/ABC przewiduje z kolei, że na Clinton zamierza głosować 47 proc., a na Trumpa 43 proc. ankietowanych. Natomiast w sondażu CBS ten stosunek wynosi 45 do 41 proc., w sondażu Rasmussena 45 do 43 proc., w obu z przewagą dla Clinton. Wyjątkiem jest sondaż IBD/TIPP, który prognozuje zwycięstwo Trumpa nad Clinton stosunkiem 43 do 41 proc.
Clinton przez dłuższy czas była zdecydowaną faworytką prezydenckich sondaży; umocniła swą pozycję zwłaszcza po ujawnieniu na początku października nagrań z 2005 roku z seksistowskimi wypowiedziami Trumpa. Od kandydata Republikanów odwróciło się wówczas sporo wyborców, zwłaszcza kobiet. Ale od kilkunastu dni to Clinton zaczęła bardzo tracić; jej przewaga nad Trumpem prawie wyparowała, co zdaniem komentatorów było efektem "afery mailowej". W piątek tydzień temu dyrektor FBI ogłosił wznowienie zakończonego w lipcu dochodzenia w sprawie korzystania przez Clinton z prywatnego serwera pocztowego (zamiast rządowego), gdy była sekretarzem stanu.
W niedzielę wieczorem James Comey - który od kilku dni był krytykowany przez obóz zwolenników Clinton, że niebezpiecznie miesza się w proces wyborczy - ponownie zaskoczył i ogłosił, że agencja przeanalizowała już nowe maile, które były powodem wznowienia dochodzenia i podtrzymał stanowisko z lipca, że nie ma podstaw, by postawić Clinton zarzuty karne. Za wcześnie jest, by ocenić, jak ta deklaracja dyrektora FBI wpłynie na wyborcze preferencje Amerykanów.
W USA ważniejsze od sondaży krajowych są te realizowane w poszczególnych stanach. Walka wyborcza toczy się bowiem w każdym z 50 stanów osobno. Z każdego stanu pochodzi z góry określona liczba elektorów, na których głosują Amerykanie. Wszystkich głosów elektorskich jest 538. By zdobyć prezydenturę, trzeba uzyskać większość, czyli 270 głosów.
Według poniedziałkowej prognozy RealClearPolitics Clinton może dziś liczyć na 203, a Trump - na 164 głosy elektorskie. Aż w 15 stanach "wahadłowych" jest sondażowy remis bądź różnice są zbyt małe, by prognozować wygraną Trumpa lub Clinton. Te stany dadzą w sumie aż 171 głosów elektorskich. To właśnie o nie aż do końca kampanii toczy się najbardziej zacięta walka.
Znacznie korzystniejsze dla Clinton od prognoz RealCelearPolitics są szacunki portalu wyborczego Cook Political Report. Zgodnie z nimi Clinton może liczyć na 278 głosów elektorskich, a Trump na 214; natomiast wyniku zdaniem tego portalu nie da się przewidzieć w czterech stanach, które dają w sumie 46 głosów elektorskich.
Według dziennika "New York Times" szanse Clinton na zwycięstwo wynoszą obecnie 84 proc., a Trumpa 16 proc.