Media powołują się na uczestników sobotniej rozmowy telefonicznej między kandydatką Demokratów a partyjnymi darczyńcami.

Clinton powiedziała, że jej zespół prześledził zmiany w wynikach sondaży przed wyborami i z ich analizy wynika, że punktem zwrotnym, który zadecydował o jej porażce, było właśnie wystąpienie Comey'a i publiczne poinformowanie przez niego o ponownym otwarciu dochodzenia ws. jej serwera mailowego, co osłabiło poparcie dla niej w północnych stanach regionu Midwest.

Reklama

Clinton przegrała m.in. w stanie Wisconsin, gdzie kandydat Partii Demokratycznej przegrał po raz pierwszy od 1984 r.

Wiele było powodów, dla których ta kampania nie okazała się sukcesem. Ale z naszych analiz wynika, że (wypowiedź) Comey'a, ożywiająca podejrzenia, które były bezpodstawne i których bezpodstawność została udowodniona, pozbawiła nas rozpędu. Notowania spadły i musieliśmy bardzo ciężko walczyć, by odrobić straty - tak, według mediów, uznała Clinton.

Choć na krótko przed wyborami dyrektor FBI obwieścił ponowne zamknięcie dochodzenia, jego wystąpienie sprawiło, że wyborcy, którzy dopiero w ostatnim tygodniu przed wyborami decydowali, na kogo zagłosują, w wyborach częściej oddawali głos na jej rywala, Donalda Trumpa.

W ostatecznym rozrachunku okazało się, że przełomowe wydarzenie pod sam koniec kampanii było o jedną przeszkodą do pokonania za wiele - wynika z analizy przygotowanej przez współpracowników Clinton.

Na 11 dni przed wyborami prezydenckimi w USA Comey ogłosił, że FBI dotarło do nowych maili, które "wydają się mieć związek" z zakończonym w lipcu śledztwem w sprawie używania przez Clinton niezgodnie z procedurami bezpieczeństwa prywatnego serwera pocztowego (zamiast rządowego) w czasie, gdy była sekretarzem stanu. Dwa dni przed wyborami Comey poinformował, że "na podstawie przeglądu" nowych maili FBI "nie zmienia swoich wniosków, jeśli chodzi o sekretarz Clinton", tj. nie znajduje podstaw do postawienia Demokratce zarzutów karnych.

Sztab Clinton zarzucił Comey'owi, Republikaninowi nominowanemu na szefa FBI przez Baracka Obamę, że zerwał z wieloletnią praktyką obowiązującą w Departamencie Sprawiedliwości, by nie komentować trwających dochodzeń ani nie podejmować żadnych działań, które mogą wpłynąć na wybory.