Interwencja rosyjska w Syrii, pierwsza operacja poza dawną strefą sowiecką, pokazuje, do jakiego stopnia dawna Armia Czerwona unowocześniła się i wzmocniła. Jest to wynik reformy podjętej w roku 2008, po wojnach w Czeczenii i Gruzji, które wykazały braki rosyjskiego wojska – zauważa Isabelle Lasserre, omawiając seminarium zorganizowane przez Francuski Instytut Stosunków Międzynarodowych (IFRI).
„We wrześniu 2015 roku wojskowa interwencja rosyjska w Syrii uratowała reżim (prezydenta Baszara) el-Asada i odwróciła bieg wojny. Upadek Aleppo będzie kolejnym etapem tego, co otwarcie przedstawia się jako zwycięstwo Władimira Putina. (...) Ma on nadzieję, że nastąpi to jeszcze w tym roku i stworzy fakt dokonany przed objęciem urzędu przez nowego prezydenta USA” Donalda Trumpa – czytamy w „Le Figaro”.
Jeszcze 10 lat temu interwencja rosyjska byłaby niemożliwa. Do czasu zajęcia Krymu w roku 2014, armia rosyjska, choć wciąż miała potencjał zniszczenia i broń jądrową, nie odgrywała roli na scenie międzynarodowej – twierdzili uczestnicy seminarium.
W latach 2005–2015 podwoiły się rosyjskie wydatki na wojsko i pochłaniają one obecnie 5 proc. PKB. Rosyjska armia ma obecnie nowoczesne wyposażenie, odbudowano flotę wojenną i stworzono siły specjalne do operacji poza granicami. W kilka lat odnowił się prestiż sił zbrojnych. Mają one 64 proc. pozytywnych opinii, więcej niż Cerkiew – informuje „Le Figaro”.
Skuteczność narzędzia wojskowego w Syrii wynika z tego, że podporządkowane jest politycznym celom Kremla - powiedział jeden z mówców na seminarium. - Rosyjską sztukę wojenną streścić można następująco: działać jak prymityw, przewidywać jak strateg. To sprawdziło się w Syrii.
Według cytowanego w artykule dyrektora Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych Andrieja Kortunowa, Zachód nie daje sobie rady z nowoczesnym światem, wyrosłym na globalizacji, nie powinien więc pouczać Rosji, której „dodatkowym atutem jest to, że nie należy do żadnych sojuszy”.
„To prawda - pisze autorka artykułu - bezsilność Zachodu nigdy nie była tak oczywista, jak w Syrii. Lata (prezydenta USA Baracka) Obamy odebrały wiarygodność amerykańskiemu przywództwu. Wielka Brytania opuściła rozkładającą się Europę. Francja przechodzi przez koniec panowania (prezydenta Francois Hollande'a), co ogranicza jej działania dyplomatyczne”. Zachodowi pozostaje tylko – jak tłumaczy Isabelle Lasserre – „zwoływanie pilnych posiedzeń Rady Bezpieczeństwa ONZ, działanie równie chwalebne, co bezskuteczne, bo blokowane przez rosyjskie weto”.
„Determinacja Rosji i szybkość, z jaką używa siły (...), zaskoczyły Zachód”, który „będzie się jednak musiał do tego przyzwyczaić” – pisze dziennikarka „Le Figaro”.
Cytuje francuską uczestniczkę seminarium twierdzącą, że „należy oczekiwać, iż Kreml regularnie używać będzie narzędzia wojskowego, które okazuje się tak skuteczne”, w każdym razie, gdy w grę wchodzą „interwencje ograniczone”. A to dlatego, że „władze (rosyjskie) zdają sobie sprawę z ograniczeń użycia siły w polityce zagranicznej i nie pójdą na ryzyko konfrontacji z Zachodem”.
Artykuł kończy opinia badacza IFRI: „Rosja jest w stanie szkodzić porządkowi amerykańskiemu i międzynarodowemu, ale nie jest w stanie zastąpić go nowym porządkiem. Siła ognia jej armii nie daje całkowitej ochrony przed ryzykiem pułapki typu afgańskiego”.