Warianty omówione są w przedstawionym wczoraj "dokumencie do dyskusji" o bezpieczeństwie i obronności. To kolejna z serii publikacji poświęconych przyszłości funkcjonowania Unii w różnych aspektach. Komisja Europejska jest przekonana, że państwa członkowskie będą musiały ściślej współpracować także w dziedzinie obronności. Otwarte jednak pozostaje pytanie, na jaki poziom współpracy wystarczy woli politycznej. Stąd KE przedstawia trzy scenariusze, które opisują różne stopnie kooperacji w 2025 r.

Różne możliwości

Wariant I zakłada pogłębienie współpracy na dotychczasowych zasadach. Scenariusz ten nie pociąga za sobą żadnych zmian. Państwa członkowskie dalej organizowałyby na własną rękę przetargi na sprzęt wojskowy, a decyzje odnośnie do działań militarnych pod egidą UE byłyby podejmowane ad hoc, w zależności od zagrożenia i chęci uczestnictwa przez poszczególne państwa. Dalszemu zacieśnieniu ulegnie współpraca w tych miejscach, w których ten proces następuje już obecnie: w przypadku ochrony granicznej i wywiadu. Dodatkowo Unia będzie ze swojego budżetu współfinansować badania nad technologiami, które wspomogą obronność państw członkowskich.
Reklama
Ciekawie zaczyna się robić w wariancie II, który zakłada częściowe uwspólnienie działań w zakresie bezpieczeństwa i obrony. W tym scenariuszu kraje Wspólnoty zaczynają je koordynować poprzez organizację wspólnych przetargów na uzbrojenie. Dla zwiększenia mobilności i polepszenia rozpoznania wojsk poszczególnych państw powstają unijne siły kosmiczne czy transportu lotniczego pod wspólnym dowództwem. Pod egidą UE powstałyby również korpusy wielonarodowe, składające się z jednostek z poszczególnych krajów. Autorzy dokumentu przytomnie zwracają uwagę, że zrodziłoby to potrzebę „wspólnej, europejskiej kultury wojskowej”, którą tworzono by za pomocą wspólnej edukacji i ćwiczeń wojskowych.
Największą integrację przewiduje wariant III, który mówi o wspólnej polityce bezpieczeństwa i obrony. W praktyce oznaczałoby to dalszą integrację sił wojskowych państw członkowskich, które byłyby (lub tylko ich część, dokument tego nie precyzuje) zdolne do błyskawicznego wysłania na misję "w imieniu Unii". Kształceniem (i dokształcaniem) kadr wojskowych zająłby się Europejski Koledż Obrony, co pozwoliłoby na "ujednolicenie kultury strategicznej". Unijna straż graniczna dysponowałaby flotą własnych jednostek pływających, a Unia zyskałaby „oczy i uszy”, czyli infrastrukturę wywiadowczą pod postacią konstelacji satelitów i samolotów bezzałogowych. Regułą stałoby się zamawianie systemów uzbrojenia dla wszystkich państw członkowskich, w czym pomagałby jednolity rynek obronny. Z unijnego budżetu finansowana byłaby również Europejska Agencja Badań w zakresie Obrony, która funkcjonowałaby pewnie trochę jak amerykańska DARPA (Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności). Bruksela zajęłaby się także organizacją wspólnotowej obrony cywilnej na wypadek katastrof naturalnych.

Wielkie plusy

Dokument wymienia także korzyści, jakie UE odniosłaby z integracji w obszarze bezpieczeństwa i obrony. Sama wspólna polityka zakupowa w zakresie sprzętu przyniosłaby olbrzymie oszczędności. Dokument porównuje ilość "systemów uzbrojenia" w Europie i w USA. Na Starym Kontynencie wykorzystywanych jest więc 17 typów czołgów ciężkich (po drugiej stronie Atlantyku tylko jeden), 29 typów niszczycieli i fregat (w USA – 4) oraz 20 typów myśliwców (w Ameryce – 6). Każdy z tych systemów uzbrojenia trzeba było osobno zamówić, a następnie zaprojektować. Z tego względu Europa nie tylko nie wydaje na obronę tyle, ile chciałby Waszyngton, ale też wydaje te pieniądze nieefektywnie. Oszczędności w tym zakresie trudno szacować, ale dokument podaje jedną liczbę – 30 mld euro straconych z powodu fragmentacji procesu zakupowego.
Należy pamiętać, że "Dokumenty do dyskusji" (reflection papers) nie przedstawiają stanowiska Komisji Europejskiej, a tylko pokazują możliwe kierunki działań w danej dziedzinie. Jean-Claude Juncker, już prezentując na początku marca „Białą Księgę o przyszłości Europy”, zaznaczył, że kierunek ten zależy wyłącznie od woli politycznej wśród członków UE. Komisja ze swojej strony powoli realizuje agendę przyjętą przez państwa członkowskie; wczoraj w Brukseli ogłoszono powstanie Europejskiego Funduszu Obrony. Ma on dwa zadania: po pierwsze, finansowanie badań nad projektami obronnymi. Fundusz do 2019 r. przeznaczy na ten cel zaledwie 90 mln euro, ale w nowej perspektywie budżetowej suma ta ma wzrosnąć do 500 mln euro rocznie. Po drugie, fundusz ma wesprzeć wspólne zakupy sprzętu przez państwa członkowskie, na co w latach 2019–2020 Komisja przeznaczy 500 mln euro, a po 2020 r. – miliard euro rocznie.

Jest moment

Wiele wskazuje na to, że klimat wokół integracji działań w zakresie bezpieczeństwa i obrony w Europie znacząco się zmienia (proces ten zaczął się wraz z rosyjską agresją na Ukrainę, a spotęgowało go rozlanie się Państwa Islamskiego po Bliskim Wschodzie i krajach Maghrebu), chociaż w obrębie Europy istnieją spore rozbieżności co do jej zakresu. W ub.r. Włochy wystąpiły z inicjatywą stworzenia „obronnego Schengen”, czyli wspólnych sił szybkiego reagowania, co odpowiadałoby wariantowi II (pomysł podobał się też Hiszpanom). Francja i Niemcy poszukują raczej platformy do koordynacji działań (takich jak europejskie dowództwo, już gotowe), chociaż ochłodzenie w stosunkach z USA może zmienić perspektywę Paryża i Berlina. Jeszcze bardziej sceptyczni względem wspólnych sił są Skandynawowie.