Niemiecka dyplomacja - jak pisze "Onet", powołując się na dziennikarza "Politico" - była gotowa do resetu stosunków z Polską. Berlin chciał bowiem pójść na układ, w którym Polska zrezygnowałaby z reparacji, a Niemcy wycofaliby się z budowy kontrowersyjnego gazociągu. Byłoby to możliwe, bo zarówno Zieloni, jak i FDP są wielkimi przeciwnikami tej inwestycji. "Jamajska" koalicja jednak nie powstała, bo liberałowie zerwali rozmowy, a politycy SDP, którzy prawdopodobnie utworzą rząd razem z partią Merkel nie ukrywają, że są wielkimi zwolennikami nowej nitki Gazociągu Północnego.
Niemieccy socjaldemokraci twierdzą bowiem, że pogłębienie ekonomicznych relacji z Rosją złagodzi napięcia w stosunkach z tym krajem. Nie chodzi jednak, jak pisze - Politico - tylko o sprawy geopolityczne. Portal przypomina, że wpływowy były kanclerz z ramienia SPD, Gerhard Schroeder jest prezesem spółki Nord Stream i członkiem rady nadzorczej Rosnieftu i od dawna lobbuje u swoich dawnych partyjnych przyjaciół za projektem nowej rury na dnie Bałtyku.
Tymczasem wcale nie jest powiedziane, że nawet przy wsparciu SPD, Rosji uda się utrzymać projekt Nord Stream 2 przy życiu. Rośnie bowiem opór państw UE przeciw temu rozwiązaniu. Do tego Dania uchwaliła prawo, które pozwoli rządowi zmusić Rosjan do kosztownej zmiany trasy, a sankcje USA na Rosję mogą odstraszyć zachodnie firmy, współpracujące z Moskwą przy budowie gazociągu. Niemcy tak pogmatwały ten proces, że zmianę kierunku można będzie wymusić tylko z zewnątrz. Jest spora szansa, że ten projekt nie dojdzie do skutku - tłumaczy Joerg Forbig z German Marshall Fund. Analityk dodaje jednak, że nawet jeśli Moskwa wycofa się z Nord Stream 2, to i tak swoje cele osiągnęła. Udało im się podzielić Europę, więc Kreml ma już to czego chciał - podsumowuje.