- Byłem zaskoczony publicznym apelem polityków polskiej opozycji i intelektualistów w sprawie nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Brytyjscy czytelnicy zasługują na lepsze zrozumienie stanowiska polskiego rządu - zaczął Rzegocki swoją odpowiedź, która w piątek została zamieszczona na stronie internetowej "Guardiana".
Jak tłumaczył, "nowe prawo dotyczy jedynie ochrony >polskiego państwa i narodu Żydom ani nie zakazuje nikomu - w szczególności osobom, które przetrwały Holokaust - mówienia o okrucieństwie i niesprawiedliwości, których doświadczyli".
Polski ambasador podkreślił, że ta sprawa musi być regulowana przez prawo, bowiem "długotrwałe wysiłki rządu i na polu edukacji - w tym ze strony jednego z sygnatariuszy listu, byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego - nie przyniosły wystarczających skutków".
- Jest haniebne, że polscy więźniowie obozu Auschwitz-Birkenau, którzy zwalczali pojęcie >polskich obozów - napisał Rzegocki.
Jego zdaniem "nowe prawo nie ustanawia precedensu", a "legislacja karząca, na przykład, za zaprzeczanie historii Holokaustu znajduje się w systemach prawnych wielu europejskich państw".
Jak przekonywał, "zgodnie z roboczą definicją Międzynarodowego Sojuszu na rzecz Pamięci o Holokauście, kłamstwo oświęcimskie obejmuje nie tylko zaprzeczenie tego, że do Holokaustu doszło, ale także zniekształcanie historycznej prawdy o jego sprawcach i okolicznościach".
- Wierzymy, że prawda o niemieckich obozach śmierci i brutalnej rzeczywistości niemieckiej okupacji Polski jest częścią historii Holokaustu i uważamy nowe prawo za komplementarne wobec istniejących światowych regulacji - zaakcentował ambasador.
We wtorkowym wydaniu "Guardiana" ukazał się list otwarty kilkudziesięciu polskich byłych polityków, intelektualistów oraz ludzi kultury i sztuki, którzy skrytykowali przyjętą przez parlament nowelizację ustawy o IPN.
Jak zaznaczyli, zdecydowali się na jego napisanie "ze względu na zaniepokojenie stanem relacji polsko-żydowskich i polsko-izraelskich" i wezwali w nim "do zachowania powściągliwości emocjonalnej w imię ochrony wspólnego dobra, prawdy i dialogu, o który dbano przez ostatnie ponad ćwierćwiecze".
Ta niefortunna ustawa (...) wzbudziła logiczne, moralne i prawnicze wątpliwości. Dlaczego dyskusja nad historycznymi faktami musi angażować sądy i prokuratorów? Dlaczego ofiary i świadkowie Holokaustu muszą zważać na swoje słowa w obawie o bycie aresztowanym; czy zeznania ocalałych Żydów, którzy >bali się Polaków - pytali.
Autorzy listu dodali, że mają wątpliwości dotyczące wyłączenia spod ustawy jedynie naukowców i artystów. Co z dziennikarzami? Nauczycielami? Gdzie przebiega linia pomiędzy akceptowalnym nauczaniem i sztuką a karanym dziennikarstwem i kto powinien zdeterminować te niezaprzeczalne >fakty - napisali.
Sygnatariusze listu zaznaczyli, że "jest jasne, iż intencją stojącą za tą ustawą jest ochrona dobrego imienia Polski", ale ocenili, że jej treść "idzie o krok dalej, zakładając kompletną niewinność Polaków i przedstawiając ich jako jedyny naród bez winy w Europie".
To nie jest sposób na odzyskanie wspólnotowej godności Polski. Nie wszystko jest jednak stracone - prawodawcy wciąż mają jeszcze szansę na przemyślenie tych zapisów i do tego ich wzywamy - apelowali.
Pod listem podpisało się 88 osób, m.in. dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Dariusz Stola, historycy Timothy Garton Ash i Jan Tomasz Gross, badaczka literatury Maria Janion, poeta Adam Zagajewski, reżyserka Agnieszka Holland, antropolog kultury Monika Sznajderman, pisarz Andrzej Stasiuk, publicystka i autorka książek Anne Applebaum, a także były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, były szef MSZ Radosław Sikorski i były szef BBN Marek Siwiec.